Moguncja od tygodnia znów jest stolicą niemieckiego futbolu. Drużyna Thomasa Tuchela wykorzystała potknięcie Borussii (remis 1:1 z Hoffenheim uratowany w doliczonym czasie), wygrała 1:0 z Bayerem Leverkusen i wróciła na pierwsze miejsce w tabeli.
Niedzielny mecz, transmitowany do 185 krajów na całym świecie, będzie zderzeniem zespołów budowanych w podobny sposób. Opierających swoją siłę na młodych zawodnikach, o których jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie słyszał. Klubów wierzących, że praca u podstaw nie musi być tylko pustym hasłem i może dawać więcej satysfakcji, niż wydawanie milionów na gwiazdy.
Trener Borussii Juergen Klopp doskonale zna najbliższych rywali. Wprowadził ich po raz pierwszy do Bundesligi i na europejskie salony (Puchar UEFA w sezonie 2005/2006), spędził w Moguncji w sumie osiem lat, ale w niedzielę sentymenty odłoży na bok. - Chcę wygrać - zapowiada. Zwycięstwo pozwoli zapomnieć o ostatniej wpadce w Pucharze Niemiec z trzecioligowym Kickers Offenbach w serii rzutów karnych (jedenastek nie wykorzystali Lucas Barrios i Robert Lewandowski).
W Gelsenkirchen słabe wyniki odreagowują na imprezach. Remis w lidze z Eintrachtem siedmiu zawodników - w tym Klaas-Jan Huntelaar, Jermaine Jones i kapitan Manuel Neuer - świętowało do białego rana. A to wszystko u Feliksa Magatha, trenera znanego z żelaznej dyscypliny. Dwa dni po zabawie piłkarze męczyli się w Pucharze Niemiec z inną drużyną z Frankfurtu - drugoligowym FSV (1:0). W sobotę czeka ich jeszcze trudniejsze zadanie: spotkanie z Bayerem Leverkusen.
W Anglii trwa pościg za Chelsea (zmierzy się na wyjeździe z Blackburn Rovers). Peleton z Arsenalem, Manchesterem City i Manchesterem United na czele (wszyscy tracą po pięć punktów) liczy na zadyszkę lidera z Londynu.