Niepokonany mistrz olimpijski z Aten (2004) wypunktował w półfinale Abrahama wysoko: 120:108, 118:110, 118:111i zachował tytuł mistrza świata organizacji WBA. Pochodzący z Armenii były mistrz IBF w wadze średniej twierdzi, że zbyt wysoko. - Większość ciosów Warda lądowała na mojej gardzie. Nie trafił mnie czysto ani razu - mówił dziennikarzom Abraham.
W pierwszych rundach Ormianin atakował, ale ręce tradycyjnie trzymał wysoko. Od czwartego starcia przewaga Warda nie podlegała już dyskusji. Abraham opadł z sił, miał wyraźny kryzys, ale w końcówce znów zaatakował mając świadomość, że na punkty tej walki nie wygra i musi rywala znokautować.
W 12 rundzie trafił nawet lewym sierpowym, ale cios ten nie zrobił większego wrażenia na szybszym i lepszym technicznie Wardzie.
Statystyki też nie pozostawiają wątpliwości, kto był lepszy. Ward wyprowadził 289 lewych prostych, trafił 178 z 444 ciosów, które zadał w tym pojedynku.
- Abraham jest naprawdę trudnym rywalem, bije bardzo mocno, ale wiedziałem co mnie czeka i byłem perfekcyjnie przygotowany do tego pojedynku taktycznie - opowiada Ward, który w zawodowej karierze nie znalazł jeszcze pogromcy. Ostatni raz został pokonany mając 12 lat, jeszcze na początku amatorskiej kariery.