Khan, Anglik pakistańskiego pochodzenia, to jeden z największych bokserskich talentów. Miał zaledwie 17 lat, gdy zdobył srebrny medal igrzysk w Atenach (2004), wcześniej nie miał sobie równych w rywalizacji juniorów.
Na zawodowym ringu był już mistrzem w wadze lekkiej, później zmienił wagę na wyższą i znów wygrywał. Pojedynek z Petersonem miał być pożegnaniem z kategorią junior półśrednią. Khan mówił głośno, że przenosi się do wagi półśredniej i rzuca wyzwanie Floydowi Mayweatherowi juniorowi.
Być może za dużo myślał o przyszłości i zabrakło mu koncentracji w Waszyngtonie, ale tego się nie dowiemy. Khan przed rozpoczęciem 11, przedostatniej rundy prowadził u wszystkich sędziów i wydawało się, że wynik jest przesądzony, choć Paterson walczył dobrze, atakował i na pewno byli tacy, którzy widzieli jego przewagę. Po 10 rundzie trener Amerykanina, Barry Hunter przypomniał mu słowa sprzed lat, gdy Lamont przysięgał, że zrobi wszystko, by zostać mistrzem.
- Więc zrób to, spełnij swoje marzenie - krzyczał Petersonowi do ucha. Ten atakował, ale Khan zadawał więcej ciosów, trafiał podbródkowymi. W połowie ostatniego starcia sędzia ringowy Joseph Cooper odbiera punkt Khanowi za uderzenie po komendzie stop. Nie musiał tego robić, Anglik zadał ten cios w ferworze walki. Oczekiwanie na werdykt trwa długo, nikt nie jest pewny wygranej. sędziowie też nie są zgodni. Stosunkiem głosów dwa do jednego wskazują na Amerykanina, który nie wierzy szczęściu. Pomoc ringowego jak widać zrobiła swoje. Peterson kiedyś był bezdomny, teraz jest mistrzem świata dwóch organizacji. Khan nie ukrywa złości, nie czuje się pokonany. Po ogłoszeniu werdyktu powie, że miał w ringu dwóch rywali: Petersona i sędziego. Mimo to uważa, że to on wygrał.
Obaj po walce trafili do tego samego szpitala. Mocniej pokiereszowany był Peterson, zwycięzca tego pojedynku, ale to nie miało już znaczenia. Obrażenia są powierzchowne i do kolejnej walki nie będzie po nich śladu. A Khan może mieć tylko nadzieję, że to on będzie tym, który dostanie szansę, by móc odebrać mu mistrzowskie pasy. Amerykanin twierdzi, że gdyby to zależało od niego mógłby walczyć z Khanem nawet jutro, tam, gdzie ten tylko sobie zażyczy, ale to tylko słowa. Zresztą i tak nie on będzie o tym decydował.