Relacja z Falun
Łatwiej było uciec rywalkom, niż zgubić procesję polskich kibiców, którzy po biegu podeszli by gratulować, poprosić o wspólne zdjęcie i autograf. – Cieszę się że wygrałam, to przynajmniej nie przyjechałaś na darmo – mówiła Justyna do kilkuletniej dziewczynki. Polaków przyjechało do Falun najwięcej, na trybunach widać tylko ich. Słychać jeszcze czasami Szwedów, ale coraz ciszej, bo Charlotte Kalla straciła wczoraj do Justyny ponad minutę i spadła w klasyfikacji wyścigu z drugiego na czwarte miejsce. A polscy kibice mieli święto.
Bjoergen nie z żelaza
Kowalczyk szósty raz w tym sezonie wygrała na 10 km stylem klasycznym. Marit Bjoergen nie tylko przerwała serię pięciu zwycięstw, ale pierwszy raz tej zimy nie była na podium biegu dystansowego. Z przewagi 50 sekund po dwóch etapach wyścigu finałowego zostało Norweżce zaledwie 6,4. A gdyby obowiązywały stare przepisy o bonusach (na lotnej premii do obecnego sezonu dawano 15, 10 i 5 punktów, dziś punktuje aż 10 zawodniczek) to Justyna zaczęłaby w niedzielę bieg pościgowy łyżwą (15.15, TVP2, Eurosport) jako pierwsza. – Był taki moment w biegu, że miałam przewagę pozwalającą wyjść na prowadzenie. Ale Marit miała świetne narty na zjazd. Nie trzymały jej na podbiegu, ale przy jeździe w dół dużo odrabiała. Więc było jasne, że zmniejszy stratę – mówiła Justyna.
- Zaczęłam mocno, ale już przy pierwszej wspinaczce na Mordarbacken poczułam, że to nie będzie mój dzień i chciałam potem tylko stracić jak najmniej – mówiła Bjoergen o podbiegu, który jest firmowym znakiem Falun. Marit męczyła się na nim zwłaszcza podczas drugiej wspinaczki. Przybiegła czwarta, między nią a Justyną były jeszcze Norweżki Heidi Weng i Therese Johaug. – Ja na pierwszym Mordarbacken jeszcze się oszczędzałam, żeby zachować siły na podbieg na drugiej pętli. Potrafię na tej górze biegać dobrze, wiedziałam że jestem w stanie uciec, bo Therese już na pierwszym kółku pracowała na 100 procent. A dlaczego Marit tym razem jako pierwsza zaczęła odstawać, to najstarsi górale nie wiedzą – mówiła Justyna. – Wygrać pięć biegów z rzędu, to musi kosztować, ona też nie jest z żelaza. Kryzys zdarzył jej się akurat teraz, ale w niedzielę Marit znów będzie mocna i może jeszcze odrobić wszystko co straciła w sobotę – tłumaczył trener Aleksander Wierietielny.
Gratulacje od króla
Justyna na drugą pętlę zachowała tyle sił, że na drugim podbiegu powiedziała Johaug i Weng: do widzenia i ruszyła najpierw po zwycięstwo na lotnej premii (była tym razem daleko, na 7,8 km), a potem do mety, gdzie też czekał bonus, 15 sekund. Potem były gratulacje od szwedzkiego króla i wspomniana sesja zdjęć i autografów na drodze prowadzącej ze stadionu do kabin. – To miły dzień, udało się podkreślić moją dominację w stylu klasycznym. Żałuję, że taka pogoda nie była w Oslo, bo powalczyłabym o zwycięstwo na 30 km – mówiła Justyna. Taka pogoda – to znaczy wielkie roztopy. Patrząc jak od rana trasa w Falun robi się coraz węższa można było się obawiać czy dotrwa do niedzieli. Ale przy pomocy saletry i zapasów śniegu zwożonych od listopada pewnie jakoś uda się ją utrzymać na jeszcze jeden dzień.