Cieszyć się każdym dniem

Miała 26 lat, była jedną z najlepszych polskich siatkarek, dwukrotną mistrzynią Europy. Dziewięć lat walczyła z chorobą krwi, odeszła nagle, dwa tygodnie po przeszczepie szpiku

Publikacja: 07.04.2012 01:14

Cieszyć się każdym dniem

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

7 kwietnia 2012 Agata Mróz skończyłaby 30 lat. Zmarła w 2008 roku.

Miała 17 lat, gdy lekarze wypowiedzieli pierwszy raz tę groźną nazwę: zespół mielodysplastyczny. Nie białaczka, jak pisano w gazetach, nie nowotwór krwi, tylko choroba szpiku kostnego, która powoduje niedobór czerwonych i białych krwinek. Objawy: osłabienie, znacznie zmniejszona odporność na infekcje. Antybiotyki i leki przeciwbólowe nie działają. Nie można chodzić do supermarketów, do kina i kawiarni. Trzeba często badać krew, kłuć ręce, zostają blizny.

Pierwsza przerwa

Zalecenie brzmiało: koniec ze sportem. Była wtedy mistrzynią Europy kadetek, kapitanem drużyny, środkową bloku. Miała za sobą pierwszy lot samolotem, pierwszy wyjazd zagraniczny i pierwszy ważny turniej. Po to trzy lata mieszkała w Internacie w Sosnowcu, a nie w rodzinnym domu w Tarnowie. Uparła się wyjechać do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i zostać dobrą siatkarką.

W domu państwa Mrozów wszyscy są wysocy. Tata 196 cm, mama 175. Tata grał w koszykówkę w Unii Tarnów, mama była siatkarką. Dzieci urosły jak na drożdżach. Syn 213 cm, dwie córki ponad 190 cm. Agata wybrała siatkówkę, bo trochę bała się zderzeń na boisku.

Gdy wróciła z Sosnowca do Tarnowa, przestała myśleć o sporcie. Trzeba było zrobić maturę, chodzić do lekarza, myśleć o nowym sposobie na życie.

Z drugiej ligi do kadry

Po trzech latach sportowej pustki los popchnął ją jednak znowu do siatkówki. Odwiedzała siostrę grającą w drugoligowym klubie z Ostrowca Świętokrzyskiego, nie mogła ustać z boku, gdy inne dziewczyny odbijały piłkę. Lekarze spojrzeli na wyniki badań krwi i pozwolili na dwa, trzy treningi w tygodniu. Znów grała.

Zaczęły się transfuzje. Wykorzystała smutną sławę, by ludzie oddawali krew nie tylko dla niej

Znalazła się w kadrze dzięki temu, że Zbigniew Krzyżanowski, jej trener z SMS Sosnowiec, został trenerem reprezentacji. Jak usłyszał, że wróciła, przyjechał na mecz ligowy, popatrzył i wysłał powołanie. Gdy pojawiła się na zgrupowaniu, przywitał ją Andrzej Niemczyk, bo poprzednik zrezygnował. Sytuacja była trudna: on nie wiedział, kim jest ta łagodna blondynka, ona nie miała pojęcia co to za trener o chropawym głosie i szorstkich manierach.

– Pomyślałam, że może mnie wyrzucić po trzech dniach, ale musiałam spróbować. Nie chciałam żałować – mówiła. Została, zdobyła w Ankarze pierwsze złoto mistrzostw Europy.

Życie pisze scenariusz

Z tamtych mistrzostw zapamiętała trzygodzinny test antydopingowy, czekanie w bocznej salce na wynik meczu Włoszek z Bułgarkami, który decydował, czy Polki zagrają o medale, podglądanie tego spotkania na małym monitorze ekipy telewizyjnej wbrew zakazowi trenera i wreszcie finał.

Dwa lata później w Chorwacji Polki obroniły tytuł, znów zostały „Złotkami”. Japończycy nakręcili o Agacie Mróz film dokumentalny. Zgodziła się na odważną sesję w męskim magazynie.

– Krew we mnie krótko żyje – powiedziała dziennikarzowi po kolejnym zaostrzeniu choroby. Walczyła z nią na swój sposób.

– Staram się żyć każdym dniem, cieszyć się tym, co przynosi. Myśleć o tym, co dobre, a nie złe. Bo tak jest łatwiej. Nie przejmować się tym, co było, ani tym, co mnie jeszcze czeka – mówiła. Zaczęły się transfuzje, zbliżała się konieczność przeszczepu szpiku. Wykorzystała smutną sławę, by ludzie oddawali krew nie tylko dla niej.

Musiała zrezygnować z mistrzostw świata, pojechała grać do Hiszpanii, bo w tamtejszej lidze jest trochę lżej niż w polskiej, do tego klub dał jej lekarza hematologa. Wciąż była dzielna, wciąż dobrze grała w siatkówkę, kto nie wiedział, nie domyślał się, co przechodziła. W wywiadach coraz częściej wspominała: – Żyję chwilą. Nie warto wszystkiego planować. Życie i tak pisze swój własny scenariusz.

Ślub i dziecko

W 2007 roku przerwała karierę, wróciła do Polski, w czerwcu wzięła ślub, chciała mieć dziecko. Dwa miesiące przed śmiercią urodziła córkę, dotknęła jej dłoni (lekarze nie pozwolili na więcej) i ze szpitala porodowego w Warszawie pojechała prosto do Wrocławia na operację przeszczepu szpiku. Dawca był z Niemiec, zgodność duża, ale choroba była szybsza. Nowy szpik nie zdążył wytworzyć komórek odpornościowych, infekcja przebiegła gwałtownie, wstrząs septyczny był za silny. Profesorowie mówili, że może zabrakło kilku dni.

Przypominamy tekst, jaki opublikowaliśmy w Rzeczpospolitej

po śmierci Agaty Mróz

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta