Flirtował z klubami z Manchesteru, starały się o niego Tottenham i Arsenal. Kilka dni temu odebrał im nadzieję i ogłosił na twitterze, że „dołączy do drużyny, która wygrała Ligę Mistrzów". Ma być twarzą nowej Chelsea: młodszej, głodnej sukcesów i jeszcze lepszej.
Roman Abramowicz zapłaci podobno Lille ponad 30 mln funtów, a piłkarzowi zapewni zarobki w wysokości 170 tys. funtów tygodniowo. Hazard przychodzi, by grać od razu, a nie jak jego rodacy – Romelu Lukaku, Thibaut Courtois i Kevin De Bruyne – siedzieć na ławce rezerwowych czy zdobywać doświadczenie na wypożyczeniu w innych zespołach.
Liga francuska zrobiła się dla niego za ciasna. Do akademii Lille trafił w wieku 14 lat i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Już dwa lata później podpisał profesjonalny kontrakt, zadebiutował w pierwszej drużynie. Na pierwszego gola poczekał jeszcze rok, ale i tak stał się najmłodszym strzelcem w historii klubu. Dwa razy z rzędu (2009, 2010) zdobył nagrodę dla najlepszego młodego zawodnika Ligue 1, co nie udało się wcześniej nikomu. A w dwóch kolejnych sezonach został uznany za piłkarza ligi. Bez niego nie byłoby mistrzostwa i pucharu (2011) – trofeów, na które Lille czekało ponad pół wieku.
Chwalą go wszyscy: od Arsene'a Wengera po Aleksa Fergusona. Frank Lampard jest przekonany, że Hazard poradzi sobie w Premiership. Słyszał o nim wiele dobrego od byłego kolegi z Chelsea Joe Cole'a. – Eden przypomina mi trochę Rooneya, bo niczego się nie boi i jest świadomy własnej wartości. Ale na boisku wygląda jak Messi – opowiada Cole, który ostatni sezon spędził w Lille.
Hazard przypomina Messiego nie tylko posturą (jest nieco wyższy, ma 172 cm wzrostu). Tak jak Argentyńczyka, bardzo ciężko go zatrzymać. Potrafi minąć kilku rywali na małej przestrzeni, strzelić wyjątkowej urody bramkę, a rzut karny wykonać jak Panenka. Nieprzypadkowo nazywany jest „koszmarem obrońców".