Najdłuższy wyścig Mikołaja Burdy

Mówią: jaka ósemka, takie wioślarstwo. Nasza jest na medal. A jeden z tych ośmiu najważniejszą walkę już wygrał

Publikacja: 23.07.2012 01:31

Mikołaj Burda ma 30 lat, pochodzi z Torunia, wiosłuje w barwach Lotto Bydgostii Bydgoszcz. Startował

Mikołaj Burda ma 30 lat, pochodzi z Torunia, wiosłuje w barwach Lotto Bydgostii Bydgoszcz. Startował już w ósemce na igrzyskach w Atenach i Pekinie

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Raz myślał, czy się nie poddać. Po czwartej tomografii, to był ten jeden dzień zwątpienia. Wcześniej jakoś się trzymał. Nawet wtedy, gdy otworzył oczy w szpitalu i nie wiedział, skąd się tam wziął.

Kiedy go po kilku dniach w szpitalnym łóżku i pierwszych trzech tomografiach wypisali, poszedł trenować. Lekarze nie byli do końca przekonani, ale on chciał. Koledzy z wioślarskiej ósemki wysyłali ze zgrupowania w Portugalii SMS-y i e-maile, że czekają i że na pewno zaraz do nich wróci.

Była połowa marca. Do startu na igrzyskach mieli cztery i pół miesiąca, dużo czasu. Ale wyniki czwartej tomografii były złe: krwiak w głowie rośnie, zamiast się wchłaniać. Lekarz był nieubłagany: przez najbliższy miesiąc żadnych treningów poza spacerami i jazdą na rowerze.

Mikołaj Burda pamięta, jak tego dnia wieczorem, leżąc obok żony, powiedział, że chyba go jednak te trzecie igrzyska ominą. Ale wszyscy pocieszali, kazali wierzyć, mówili, że cokolwiek się stanie, będą z nim. Posłuchał. Rozstrzygające miało być następne prześwietlenie, po miesiącu bezczynności. Wyniki dostał w południe: krwiak się wchłonął. O godz. 16 był już na treningu.

Toruń, czwarta rano

Cios, po którym trafił do szpitala, dostał o czwartej nad ranem w jednym z toruńskich klubów. Wie, że go tam o tej porze nie powinno być. Ma nauczkę. Wrócił z jednego długiego zgrupowania, miał trzy dni przerwy przed następnym. W ostatni wolny wieczór poszli z żoną do kina. Wyszli z kina, było miło. Zaproponował, żeby poszli jeszcze do znajomych, którzy prowadzą klub w centrum, żeby się pożegnać. Zostali na dłużej.

Stanął przy barze i dla niego następna scena to już szpitalne łóżko. Co się zdarzyło w klubie, zna z relacji świadków: podszedł chłopak, uderzył go z boku, przewrócił. To od uderzenia głową o podłogę zrobił się krwiak.

Dlaczego ten chłopak zaczął bić? Nie wiadomo, nie było żadnej awantury. Tamtemu wiele nie trzeba, toruńska policja świetnie go zna, miał już wcześniej dwa wyroki za pobicia. Trzeci dostał 27 czerwca. To Mikołaj Burda też wie z drugiej ręki, bo na rozprawę nie miał ochoty iść. Napastnik już wcześniej przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze.

Burda w dniu procesu pakował się na zgrupowanie do Wałcza, ostatnie przed igrzyskami.

Okręty flagowe

Niedługo wcześniej odzyskał miejsce w ósemce. Miesiąc bezczynności to w sportach wytrzymałościowych katastrofa, ale zawziął się, trenował według indywidualnego programu. Trener ósemki zapowiedział, że nikt za darmo niczego nie dostanie. Zorganizował sprawdziany wszystkim kandydatom do osady. Wyszło, że z Mikołajem łódź jest najszybsza.

W połowie czerwca już z nim w łodzi wygrali regaty Pucharu Świata w Monachium. Są jedyną w tym sezonie polską osadą ze zwycięstwem w PŚ. W bardzo prestiżowej konkurencji, bo ósemki to okręty flagowe każdej reprezentacji, one pokazują siłę wioślarstwa w danym kraju. Wprawdzie w Monachium nie płynęli Niemcy, główni faworyci igrzysk, ale inni kandydaci do złota, wicemistrzowie świata Brytyjczycy, byli i przegrali z Polakami.

Trener Jerzy Broniec, który prowadził do złotych medali igrzysk Roberta Sycza i Tomasza Kucharskiego, a dziś pracuje w sztabie Klubu Polska Londyn 2012, powtarza, że tak mocnej ósemki Polska jeszcze nie miała. – Uff, chciałbym być ich trenerem. Przed nimi przyszłość, że pozazdrościć – mówi Marek Kolbowicz, mistrz olimpijski z czwórki podwójnej. Ósemka dostała się na igrzyska trzeci raz z rzędu, ale pierwszy raz będzie się liczyła w walce o medale.

– Wioślarstwo bywa okrutne, czasami świetny zawodnik przez całą karierę nie doczeka się dobrej osady. Albo musi czekać bardzo długo. A mi się tak trafiło – mówi Burda. Pamięta ósme miejsce w Atenach, gdy byli onieśmielonymi debiutantami, i Pekin, gdzie po piątym miejscu czuli trochę niedosytu, bo czwarte było do wzięcia.

Oprócz Burdy i w Atenach, i w Pekinie płynęli z obecnego składu jeszcze tylko Rafał Hejmej i sternik Daniel Trojanowski, czyli ten dziewiąty w łodzi. Nie wiosłuje, ale jest bardzo ważny, on kontroluje sytuację, dyryguje.

– Dobry sternik i zgranie, to jest kluczowe dla ósemek – mówi Burda. W Pekinie był oprócz nich trzech jeszcze Marcin Brzeziński. Pozostałych pięciu w ekipie na Londyn (Michał Szpakowski, Krystian Aranowski, Piotr Hojka, Zbigniew Schodowski, Piotr Juszczak) to nowe twarze.

Łódź się unosi

– Pomieszaliśmy doświadczenie z młodością, jesteśmy nieobliczalni, a w olimpijskich regatach każdy może wygrać z każdym. Może tylko Ukraina odstaje od reszty – tłumaczy Burda.

Z polskich kandydatów do medali w wioślarstwie oni pierwsi będą mieli na torze w Eton finał, już w środę 1 sierpnia.

– Niektórzy jeszcze nie zaczną dobrze pływać, a u nas już będzie po wszystkim – mówi. Dotychczas zdobywali medale tylko w mistrzostwach Europy, w mistrzostwach świata nie, trzy lata temu w MŚ w Poznaniu brąz wymknął się ósemce o siedem setnych sekundy. Ale wtedy pierwszy raz poczuli na wodzie tę lekkość, bez której nie ma sukcesów. Łódź zaczyna się unosić, choć żaden z nich nie ma wrażenia, że wiosłuje ponad siły.

Burda pamięta, jak na igrzyskach w Atenach patrzyli na najlepszych jak na ludzi z innej planety. Nie mieli pojęcia, co robić, żeby Amerykanie tuż po starcie nie uciekli im na długość łodzi. Teraz tak nie jest. I czują, że jeszcze wiele przed nimi. Burda ma 30 lat, Hejmej 32, pozostali są jeszcze bardzo młodzi, a wioślarstwo robi się długowieczne (Marek Kolbowicz do Londynu dopłynął jako 41-latek).

– O końcu kariery nawet jeszcze nie myślę. Choć żona prosi, żeby nie ciągnąć wiosłowania w nieskończoność, bo dziś bycie kadrowiczem oznacza 260 dni poza domem – mówi Mikołaj.

Niedoświadczeni trzydziestoletni

– Jak się z tego sportu żyje? Nie najgorzej, jeśli się pływa na poziomie finału mistrzostw świata. Wtedy jest dobre stypendium ze związku, kolejne dokłada klub, a moja Lotto Bydgostia bardzo o swoich zawodników dba. Można też liczyć na jakieś stypendium od miasta. Nad życiem po wiosłowaniu się jeszcze nie zastanawiałem. Nie wyrywam się do niego, bo my, sportowcy, mamy ten minus, że sport nas wyrzuca na rynek pracy jako trzydziestokilkulatków bez żadnego doświadczenia zawodowego. Więc pewnie będę to nowe życie zaczynał od jakiegoś stażu, od początku, za byle pensję – tłumaczy.

Medal igrzysk oznacza i nagrodę, i olimpijską emeryturę już po skończeniu 35 lat, ale o tym teraz nie chce myśleć. Choć przyznaje: zacząć kiedyś jako stażysta, a już z emeryturą, to byłoby ciekawe.

Raz myślał, czy się nie poddać. Po czwartej tomografii, to był ten jeden dzień zwątpienia. Wcześniej jakoś się trzymał. Nawet wtedy, gdy otworzył oczy w szpitalu i nie wiedział, skąd się tam wziął.

Kiedy go po kilku dniach w szpitalnym łóżku i pierwszych trzech tomografiach wypisali, poszedł trenować. Lekarze nie byli do końca przekonani, ale on chciał. Koledzy z wioślarskiej ósemki wysyłali ze zgrupowania w Portugalii SMS-y i e-maile, że czekają i że na pewno zaraz do nich wróci.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem