– Dziś to dla mnie najlepszy zespół na świecie. Polacy grają fantastycznie, wygrali Ligę Światową, tuż przed igrzyskami pokonali nas 3:0 na Memoriale Wagnera. Mojej oceny nie zmienia porażka z Bułgarią, to był po prostu słabszy dzień, który może przytrafić się każdemu – mówił wczoraj Javier Carlos Weber, trener Argentyńczyków.
Polacy w przekonaniu o swojej wielkości tkwili do wtorku. Kiedy schodzili z boiska po porażce 1:3 z Bułgarią, byli wściekli, nie szukali żadnych usprawiedliwień. Niechętnie rozmawiali, obruszali się na nieciekawe pytania, szukali jak najszybszej drogi do szatni. Nikt tej porażki nie bagatelizował, jej gorzki smak siatkarze przypomnieli sobie po 11 zwycięstwach.
– Być może nie potrafimy grać, kiedy jest tak spokojnie. Może było za dobrze i potrzebowaliśmy wstrząsu. Porażka na tym etapie rozgrywek, jeśli podejdziemy do niej rozsądnie, może mieć na nas dobry wpływ – mówił Paweł Zagumny.
Trener Andrea Anastasi zapewniał, że jego zespół nie potrzebuje niczego nowego, że nie zmienia planu, nie było ostrych, męskich dyskusji. Od kiedy przejął kadrę, przekonał do swojej wizji siatkarzy i teraz nerwowe ruchy mogłyby tylko zaszkodzić. Wątpliwe też, by Anastasi zastanawiał się, czy Zagumny, który zmienił Łukasza Żygadłę w pierwszym secie meczu z Bułgarią, ma wyjść od początku przeciwko Argentynie. Jest pierwszy skład, są rezerwowi, burzenie hierarchii mogłoby tylko wprowadzić chaos i pokazać, że trener jest zdenerwowany i przestał wierzyć w swoją koncepcję.
– Wszyscy wiemy, że jesteśmy drużyną, w której każdy ma do odegrania swoją rolę. Andrea wprowadza nowych, gdy nie jest zadowolony z tego, co widzi na boisku. Szuka kogoś, kto mógłby odmienić grę – mówi Marcin Możdżonek.