Pierwszy set ustawia grę, pokazuje możliwości. Anastasi musiał widzieć bezradność swoich zawodników. Gdyby nie siedem zagrywek rywali w aut lub siatkę, pierwszy set Polacy zakończyliby z dziesięcioma punktami. Rosjanie nie brali jeńców, wybili naszym z głowy siatkówkę już na początku i tylko zerkali, czy jeszcze tli się w nich nadzieja.
– Nie można wszystkiego zrzucać na presję i oczekiwania. To na pewno nie pomagało, ale przecież było dość naturalne. Brakowało nam spokoju, dzięki któremu wygraliśmy Ligę Światową – tłumaczył Marcin Możdzonek. Kapitan zatrzymał się przy dziennikarzach, inni przechodzili zapłakani, Bartosz Kurek rzucił krótkie „Nie dzisiaj", Michał Winiarski „Dajcie mi spokój", a Zbigniew Bartman nawet nie zareagował na pytania. Polacy nie ukrywali łez, niektórzy założyli na głowę koszulki, żeby nikt później nie wypominał im chwili słabości.
Anastasi pytany, czy mecz nie przypominał mu starcia mężczyzn z dziećmi, się obruszył, ale Polacy walili głową w mur. Wiedzieli, że trzeba mijać rosyjski blok kombinacyjną grą, nie mieli jednak pomysłu, jak to zrobić. W pierwszym secie na boisku na chwilę pojawił się specjalista od techniki – Paweł Zagumny. Dawał nadzieję na zmianę gry, ale Anastasi zdecydował się jednak na powrót rozgrywającego Łukasza Żygadły.
Drugi set pozwolił na chwilę uwierzyć, że nie wszystko stracone. Polacy prowadzili 3:1, potem 5:2. Wyglądało, jakby pozbierali się i znaleźli sposób na Rosjan. Ale to były tylko złudzenia. Po raz ostatni w tym secie prowadzili 14:12, potem znowu pozwolili rywalom na efektowaną grę.
Rosjanie, którzy na początku niemal każdą zagrywką próbowali zdobyć punkt, zorientowali się, że to pomaga Polakom utrzymać się na powierzchni. Zaczęli tylko przerzucać piłkę, widząc, że siatkarze Anastasiego i tak nie wiedzą, co z nią zrobić. Kurek miał 24-procentową skuteczność w ataku, Maksymowi Michajłowowi wchodziła w boisko połowa uderzeń. Zbigniew Bartman miał kilka akcji w swoim husarskim stylu, ale często najpierw uderzał, potem myślał. Nowej jakości nie potrafili dać rezerwowi, nawet ci, którzy wchodzili tylko na zagrywki, trafiali w siatkę.
Ranga spotkania przerosła niektórych siatkarzy i zagrali dużo poniżej swojego normalnego poziomu. Anastasi zabrał na igrzyska ośmiu zawodników, którzy na nich jeszcze nie byli, a Liga Światowa to jednak inny próg emocji. – Nie będę oszukiwał, że przyczyna porażki jest tu czy tam. Naprawdę nie wiem, co się stało. Rosja wbiła nas w ziemię – mówił Grzegorz Kosok.