Reklama
Rozwiń

Koniec snu o potędze

Siatkarze wracają do domu. Jak sami twierdzą, Rosjanie w ćwierćfinałowym meczu wbili ich w ziemię

Publikacja: 09.08.2012 02:22

Bartosz Kurek miał być naszym atutem w ataku, ale nie był. Od nowego sezonu będzie siatkarzem Dynama

Bartosz Kurek miał być naszym atutem w ataku, ale nie był. Od nowego sezonu będzie siatkarzem Dynama Moskwa

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Michał Kołodziejczyk z Londynu

Polscy siatkarze wracają do domu. Odpadli w ćwierćfinale po meczu z Rosją, w którym nie mieli nic do powiedzenia. Na tym samym etapie pożegnali się z Atenami w 2004 i Pekinem w 2008 roku, ale do Londynu Andrea Anastasi przywiózł przecież drużynę marzeń, po zwycięstwie w finale Ligi Światowej uznawaną za olimpijskiego faworyta.

To, że w polskim zespole nie dzieje się dobrze, widać było już wcześniej. Siatkarze nie tłumaczyli porażek z Bułgarią i Australią gorszą dyspozycją dnia. Odpowiedź: „Nie wiemy dlaczego" musiała niepokoić, bo przecież Anastasi miał nie pozostawiać niczego przypadkowi, zaprogramował zespół na zwycięstwa. Luki w jego systemie zostały niestety obnażone w najważniejszej imprezie.

We wczorajszym meczu Polacy na mocnych psychicznie wyglądali tylko podczas prezentacji składów. Wyskoczyli na boisko, jakby nie mogli się doczekać pierwszego gwizdka, a Rosjanie powinni się cieszyć, że oddziela ich od rywali siatka. Ale kiedy sędzia wreszcie pozwolił grać, zrobiło się 0:4, później 1:6.

Pierwszy set ustawia grę, pokazuje możliwości. Anastasi musiał widzieć bezradność swoich zawodników. Gdyby nie siedem zagrywek rywali w aut lub siatkę, pierwszy set Polacy zakończyliby z dziesięcioma punktami. Rosjanie nie brali jeńców, wybili naszym z głowy siatkówkę już na początku i tylko zerkali, czy jeszcze tli się w nich nadzieja.

– Nie można wszystkiego zrzucać na presję i oczekiwania. To na pewno nie pomagało, ale przecież było dość naturalne. Brakowało nam spokoju, dzięki któremu wygraliśmy Ligę Światową – tłumaczył Marcin Możdzonek. Kapitan zatrzymał się przy dziennikarzach, inni przechodzili zapłakani, Bartosz Kurek rzucił krótkie „Nie dzisiaj", Michał Winiarski „Dajcie mi spokój", a Zbigniew Bartman nawet nie zareagował na pytania. Polacy nie ukrywali łez, niektórzy założyli na głowę koszulki, żeby nikt później nie wypominał im chwili słabości.

Anastasi pytany, czy mecz nie przypominał mu starcia mężczyzn z dziećmi, się obruszył, ale Polacy walili głową w mur. Wiedzieli, że trzeba mijać rosyjski blok kombinacyjną grą, nie mieli jednak pomysłu, jak to zrobić. W pierwszym secie na boisku na chwilę pojawił się specjalista od techniki – Paweł Zagumny. Dawał nadzieję na zmianę gry, ale Anastasi zdecydował się jednak na powrót rozgrywającego Łukasza Żygadły.

Drugi set pozwolił na chwilę uwierzyć, że nie wszystko stracone. Polacy prowadzili 3:1, potem 5:2. Wyglądało, jakby pozbierali się i znaleźli sposób na Rosjan. Ale to były tylko złudzenia. Po raz ostatni w tym secie prowadzili 14:12, potem znowu pozwolili rywalom na efektowaną grę.

Rosjanie, którzy na początku niemal każdą zagrywką próbowali zdobyć punkt, zorientowali się, że to pomaga Polakom utrzymać się na powierzchni. Zaczęli tylko przerzucać piłkę, widząc, że siatkarze Anastasiego i tak nie wiedzą, co z nią zrobić. Kurek miał 24-procentową skuteczność w ataku, Maksymowi Michajłowowi wchodziła w boisko połowa uderzeń. Zbigniew Bartman miał kilka akcji w swoim husarskim stylu, ale często najpierw uderzał, potem myślał. Nowej jakości nie potrafili dać rezerwowi, nawet ci, którzy wchodzili tylko na zagrywki, trafiali w siatkę.

Ranga spotkania przerosła niektórych siatkarzy i zagrali dużo poniżej swojego normalnego poziomu. Anastasi zabrał na igrzyska ośmiu zawodników, którzy na nich jeszcze nie byli, a Liga Światowa to jednak inny próg emocji. – Nie będę oszukiwał, że przyczyna porażki jest tu czy tam. Naprawdę nie wiem, co się stało. Rosja wbiła nas w ziemię – mówił Grzegorz Kosok.

Polacy przegrali drugiego seta do 23, ale nie było nerwowej końcówki, bo rywale kontrolowali przebieg wydarzeń. W trzecim secie wyszli jak na plac zabaw. Bawili się świetnie, Polacy byli już na kolanach i nie mieli sił, by się podnieść. Anastasi nie szalał, nie wściekał się, nie rzucał flamastrami. Wystarczyło popatrzeć na reakcje jego zawodników po kolejnych przegranych akcjach, by zrozumieć, że nie ma już czego zbierać.

Siatkarze na igrzyskach rozczarowali jak piłkarze na Euro. Może nawet bardziej, bo wcześniejszymi meczami nauczyli nas wiary w ich sukces. Dwa dobre mecze w Londynie to za mało, by głaskać ich po głowie. Ale Anastasi zostaje do 2014 roku (mistrzostwa świata w Polsce). Ma czas, by wypracować naprawdę mistrzowską formę.

Tak bolesna lekcja na pewno długo nie wyjdzie z głów siatkarzy. Wracają do domu pobici, nie ma co pocieszać się tym, że dali z siebie wszystko. Historię z „Polacy, nic się nie stało" przerabialiśmy już tego lata przy okazji Euro. Teraz miało być inaczej.

Ćwierćfinały

Polska – Rosja 0:3 (17:25, 23:25, 21:25)

Bułgaria – Niemcy 3:0 (25:20, 25:16, 25:14)

Brazylia – Argentyna 3:0 (25:19, 25:17, 25:20)

Włochy – USA 3:0  (28726, 25720, 25:20).

Pary półfinałowe (oba mecze jutro)

Bułgaria – Rosja (16.00)

Brazylia – Włochy (20.30)

Michał Kołodziejczyk z Londynu

Polscy siatkarze wracają do domu. Odpadli w ćwierćfinale po meczu z Rosją, w którym nie mieli nic do powiedzenia. Na tym samym etapie pożegnali się z Atenami w 2004 i Pekinem w 2008 roku, ale do Londynu Andrea Anastasi przywiózł przecież drużynę marzeń, po zwycięstwie w finale Ligi Światowej uznawaną za olimpijskiego faworyta.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku