Pojedynek Włodarczyka z Francisco Palaciosem we wrocławskiej Hali Stulecia (transmisja w Polsacie Sport) to rewanż za ubiegłoroczną walkę i wielka niewiadoma. Obaj nie wychodzili do ringu prawie rok.
Urodzony w Nowym Jorku Portorykańczyk ostatni pojedynek wygrał na punkty z mało znanym Joellem Godfreyem, a Włodarczyk znokautował w Australii Danny'ego Greena.
Ich poprzednie starcie było walką bez walki: ciosów jak na lekarstwo, kunktatorstwo z obu stron. Portorykańczyk twierdził, że został oszukany przez sędziów. Przesadzał, nie zrobił nic, by na tytuł mistrzowski zasłużyć.
Andrzej Wasilewski, promotor Włodarczyka, miał nadzieję, że do powtórnego starcia z Palaciosem nie dojdzie, bo pewności, że druga walka będzie ciekawsza, nie ma żadnej.
– Chcieliśmy doprowadzić do dobrze płatnego pojedynku z Antonio Tarverem w USA, byliśmy po słowie z byłym mistrzem, ale obietnice nie zostały dotrzymane. Ponieważ Palacios jest na czele listy pretendentów organizacji WBC, mamy obowiązek bronić pasa – tłumaczy „Rz" Wasilewski. I nie ukrywa, że obawia się tej walki, bo Włodarczyk to również zagadka. O jego problemach zaczęło być głośno przed rokiem, gdy trafił do szpitala po przedawkowaniu leków. Pisano, że Diablo chciał popełnić samobójstwo, zastanawiano się, czy to już koniec kariery.