Polak już dwukrotnie startował w imprezie rangi mistrzostw Europy, ale pierwszy raz miał do dyspozycji samochód umożliwiający walkę o zwycięstwo. W debiucie za kierownicą citroena DS3 RRC, Kubica w parze z nowym pilotem Maciejem Baranem zmierzyli się w Rajdzie Wysp Kanaryjskich z dwoma bardzo szybkimi fabrycznymi kierowcami: reprezentującym Skodę Janem Kopeckym oraz broniącym tytułu mistrza świata kategorii S-WRC Craigem Breenem, jadącym Peugeotem.
Obaj rywale od początku nie mogli wytrzymać tempa polskiej załogi. Kubica i Baran dobrze dobrali opony i po ośmiu odcinkach specjalnych mieli już ponad minutę przewagi nad dwukrotnym zwycięzcą tego rajdu Kopeckym.
– Czasy nie są ważne, jesteśmy tu po to, aby się uczyć – bagatelizował swoje wyniki Kubica. – Jadę nowym samochodem, z nowym pilotem, a w rajdach najważniejsze jest doświadczenie.
Przekonał się o tym już na początku drugiego etapu: pierwszy sobotni odcinek przegrał o sekundę z Kopeckym, na drugim uderzył w barierę i uszkodzony Citroen nie nadawał się do dalszej jazdy. – Mogę winić tylko siebie – przyznawał się do błędu Kubica. – Za późno zahamowałem, to się nie powinno zdarzyć.
– Robert musi się nauczyć tej strony rajdów, która różni je od wyścigów, czyli umiejętności dostrajania tempa podczas pierwszego przejazdu odcinka. Kiedy już sobie to przyswoi, będzie jednym z najgroźniejszych kierowców w swojej kategorii – mówi szef zespołu Citroen Yves Matton.