Mamy czego żałować

Kiedy zaczynałem pisać o sporcie, poznałem starszego dziennikarza, weterana wielu Wyścigów Pokoju. Opowiadał mi, że za pierwszym razem, gdy wjechał do NRD i widział starszego Niemca, myślał tylko o jednym – co ten facet robił podczas wojny.

Publikacja: 08.04.2013 21:32

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Być może ta analogia, choć kolarska, jest zbyt daleko idąca, może tych spraw porównywać nie wypada, ale ten kolega przypomniał mi się, gdy oglądałem w niedzielę wyścig Paryż – Roubaix. Jeśli ktoś przeczytał książki o sprawie Lance’a Armstronga, które ostatnio ukazały się po polsku, miał tylko jedno skojarzenie: czy oni wszyscy są przestępcami, czy żona Fabiana Cancellary, która tuliła się na mecie do męża – zwycięzcy, wie to, co wiedziały żony kolarzy ścigających się z Armstrongiem, czy drżała o życie męża, tak jak żona Frankiego Andreu? Przecież Cancellara ma już 32 lata, odnosił sukcesy w czasie, gdy EPO brali wszyscy, a takich jak on w peletonie jest legion.

Trudno oglądać kolarstwo po Armstrongu, choć to jeden z najwspanialszych sportów i nie ma nic bardziej romantycznego niż samotna ucieczka, czy wjazd na szczyt Mont Ventoux. Ale od kiedy 13 lipca 1967 podczas wspinaczki na tę górę umarł Tom Simpson, z kolarstwem jest coraz gorzej, z mitu nie zostało nic i brukowa kostka, nagroda dla zwycięzcy wyścigu Paryż – Roubaix, jest tylko kawałkiem kamienia.

Nie cieszą mnie już zabawne opowieści Krzysia Wyrzykowskiego i Tomka Jarońskiego w Eurosporcie, piewców kolarstwa na jakich ten sport nie zasłużył, nie wierzę nowej ikonie Bradleyowi Wigginsowi, gdy mówi, że brytyjska grupa Sky jest czysta, a on nigdy niczego nie wziął i nie weźmie. Wierzę natomiast irlandzkiemu dziennikarzowi „Sunday Timesa” Davidowi Walshowi (poświęcił 13 lat, by przygwoździć Armstronga), gdy tłumaczy Wigginsowi, że doping nigdy nie będzie przeszłością.

Zbyt wielu ludzi, dzięki którym „system Armstronga” trwał, puszczono wolno, na czele z byłym szefem Międzynarodowej Unii Kolarskiej Heinem Verbruggenem, wciąż honorowym członkiem MKOl. On pewnie za dużo wie, za dużo widział, by go osądzić. Armstrong nie może startować w prowincjonalnych pływackich zawodach w Teksasie, a Verbruggen pozostaje jednym z mandarynów światowego sportu? Jak tu uwierzyć w odnowę, nawet z paszportem biologicznym.

Armstrong po ostatnim zwycięstwie w Tour de France w roku 2005, po latach stosowania dopingu, po kłamstwach i terroryzowaniu partnerów, mówił w Paryżu: „Ostatnią rzeczą jaką powiem ludziom, którzy nie mają wiary w kolarstwo, cynikom i sceptykom, będzie: żal mi was, bo nie potraficie marzyć o rzeczach wielkich. Żal mi was, bo nie wierzycie w cuda”.

Miał rację. Już nie wierzymy i mamy czego żałować.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium