Pokazywał igrzyska właściwie od kiedy istnieje, zaczynając od Albertville i Barcelony 1992. Był dla wielu kibiców alternatywą dla transmisji w telewizji publicznej, bo podczas kilkunastu olimpijskich dni skupiał się na najlepszym sporcie, a TVP ma obowiązek skupiać się na startach Polaków, choćby nieudanych. Podczas ostatnich igrzysk w Londynie to w Eurosporcie można było zobaczyć na żywo finał kobiecego sprintu na 100 m, TVP pokazała go z kilkuminutowym opóźnieniem.
Taka formuła: najciekawsze wydarzenia danego dnia na jednym kanale, pokazywane ze światowej perspektywy, z wielkimi gwiazdami w roli ekspertów na stadionie lekkoatletycznym, skoczni czy pływalni, sprawdzała się zwłaszcza podczas zimowych igrzysk (bo podczas letnich dzieje się tak dużo, że do pokazania wszystkiego na żywo trzeba mieć teraz sześć kanałów).
Z trzech najchętniej oglądanych transmisji w historii polskiego Eurosportu dwie są z ostatnich igrzysk w Vancouver, gdy Adam Małysz leciał po srebrne medale. Ale i igrzyska w Londynie przyciągały do Eurosportu średnio 200 – 250 tysięcy widzów dziennie, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na kanał tematyczny.
Dlaczego teraz Eurosport igrzysk na żywo nie pokaże, poprzestając zapewne na pakiecie skrótów i newsów, a w najlepszym wypadku – powtórek? Bo prawa stały się za drogie.
Razem z Londynem 2012 skończyła się na rynku olimpijskich praw telewizyjnych era sentymentów. MKOl wypowiedział sojusz Europejskiej Unii Nadawców (EBU), do której należą nadawcy publiczni, ale też i Eurosport, założony w 1989 przez EBU i telewizję Sky.