Formuła 1: w niedzielę uliczny wyścig w Monte Carlo

Oklepane porównanie jazdy po torze w Monako do fruwania helikopterem po pokoju jest dość trafne, ale niezbyt precyzyjnie oddaje skalę wyzwania, któremu kierowcy muszą sprostać

Publikacja: 25.05.2013 01:01

Formuła 1: w niedzielę uliczny wyścig w Monte Carlo

Foto: AFP

Spacer po ulicach śródziemnomorskiego księstwa, które raz do roku znajduje się w centrum uwagi wyścigowego świata, jest tyle odkrywczy, co przerażający. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób po tak wąskiej, wyboistej i krętej trasie można prowadzić samochód wyścigowy o mocy ponad 700 koni mechanicznych – w dodatku mając wokół siebie dwudziestu rywali, z których każdy mniej lub bardziej skrycie marzy o odebraniu po wyścigu trofeum z rąk księcia Alberta II.

Zwycięstwo w Grand Prix Monako to świetny dodatek do każdego wyścigowego życiorysu. Nikt nie może się poszczycić lepszą serią niż Ayrton Senna: trzykrotny mistrz świata wygrywał tu sześć razy, w tym nieprzerwanie od 1989 do 1993 roku. Mogło być jeszcze lepiej, ale w sezonie 1988 Brazylijczyk sam się przekonał, że ulice Monako nie wybaczają błędów: miał ponad 50 sekund przewagi nad swoim wielkim rywalem Alainem Prostem, gdy 10 okrążeń przed metą chwila nieuwagi zakończyła się uderzeniem w barierę i urwaniem przedniego koła.

W swoim debiutanckim sezonie właśnie występem w Monako przyszły mistrz świata dał rywalom do zrozumienia, że mają do czynienia z wyjątkowym talentem. Senna startował w słabej ekipie Toleman, ale mimo tego na zlanych deszczem ulicach szybko wysunął się na drugą pozycję i doganiał prowadzącego Prosta, jadącego bezapelacyjnie najszybszym w stawce McLarenem. Gdyby nie przerwano zawodów ze względu na trudne warunki, młokos utarłby nosa Francuzowi – ale i tak pokazał niebywały talent do jazdy w deszczu po piekielnie trudnym, ulicznym torze.

Jego rekordu zwycięstw w Monako nie poprawił nawet Michael Schumacher, choć miał ku temu więcej okazji. Senna w dziesięciu startach wygrał tu sześć razy, a „Schumi" w piętnastu próbach – oszczędźmy mu doliczenia trzech startów po powrocie z emerytury w latach 2010-12 – mijał linię mety jako pierwszy tylko pięciokrotnie.

Tyle samo triumfów na koncie ma Graham Hill – jego syn Damon, który w 1996 roku poszedł w ślady ojca i zdobył mistrzostwo świata, wspominał kiedyś, że za młodu był przekonany, że jego ojciec jest z zawodu „zwycięzcą Grand Prix Monako". Sam nigdy nie wygrał tego wyścigu – podobnie jak tak znakomici kierowcy jak dwukrotny mistrz Jim Clark czy trzykrotny czempion Nelson Piquet.

Szybka jazda w Monako wymaga czegoś więcej niż „zwykłego" wyścigowego kunsztu. Koncentracji, niezbędnej do utrzymania samochodu na wodzy, nie mogą zburzyć inne czynności wykonywane przez kierowcę. Inżynierowie wyliczają, że w czasie liczącego nieco ponad trzy kilometry okrążenia zawodnik wykonuje ponad 130 ruchów kierownicą i zmienia biegi średnio co 54 metry – czyli 62 razy na okrążeniu i prawie 5000 razy w trakcie niedzielnego wyścigu.

Niektórzy mogą to nazywać całkowitą utratą instynktu samozachowawczego, inni perfekcyjnym wyczuciem możliwości samochodu i jego rozmiarów. Tutaj centymetr może stanowić różnicę między urwaniem koła o ścianę i wygraniem sesji kwalifikacyjnej – co niemal gwarantuje triumf w wyścigu, bo od 1950 roku tylko dziesięć razy wygrał tu kierowca startujący z pozycji niższej niż trzecia. Uwielbiający tory uliczne Robert Kubica powiedział kiedyś, że do jazdy po ulicach Monako najlepiej nadaje się mniejszy, bardziej zwinny samochód Formuły 3 – ale w aucie F1 radził sobie na tym torze znakomicie. W 2010 roku, kiedy jako jedyny zdołał nawiązać walkę z kierowcami Red Bulla i po raz drugi ukończył GP Monako w pierwszej trójce, podczas okrążenia kwalifikacyjnego kilkanaście razy otarł się swoim Renault o stalowe bariery – nie przekraczając jednak cieniutkiej linii pomiędzy kraksą i precyzyjną jazdą na limicie.

O transie, w jakim może się znaleźć wybitny kierowca walczący z czasem na ulicach Monako, opowiadał kiedyś Senna. – Ostatnia sesja kwalifikacyjna. Miałem już pole position, ale jeździłem coraz szybciej – wspominał Brazylijczyk. – Na początku moja przewaga była minimalna, potem wzrosła do pół sekundy, do jednej sekundy... a ja jechałem dalej. Nagle byłem o prawie dwie sekundy szybszy od wszystkich. Nie prowadziłem już świadomie. Jechałem instynktownie, jak w innym wymiarze. Daleko przekroczyłem granice, ale wciąż odnajdywałem w sobie więcej. Nagle poczułem kopnięcie. Tak, jakbym się obudził i zdał sobie sprawę, że jestem w innym świecie. Zjechałem powoli do boksu i nie chciałem już tego dnia jeździć. Przeraziło mnie to, bo zdałem sobie sprawę, że przekroczyłem granicę przytomnego rozumowania.

Trudno się temu dziwić, bo nikt przy całkowicie zdrowych zmysłach nie próbowałby pokonać maksymalnym tempem krętej trasy, wiodącej przy nabrzeżu portu wypakowanego luksusowymi jachtami. Po drodze kierowcy mijają słynne kasyno i nie ma chyba lepszego symbolu tego wyścigu – wspomniani już wielcy mistrzowie kierownicy wygrywali tu wielokrotnie, ale na liście zwycięzców GP Monako są też kierowcy, do których po prostu uśmiechnęła się fortuna. Jarno Trulli, Olivier Panis czy Jean-Pierre Beltoise swoje jedyne triumfy w Grand Prix święcili właśnie w tym wyścigu. Jeszcze lepszym osiągnięciem mógł się pochwalić Maurice Trintignant – wuj słynnego aktora Jean-Louisa Trintignanta w latach 50. wygrał w Monako dwukrotnie i ta sztuka nie udała mu się w żadnym innym wyścigu zaliczanym do mistrzostw świata.

W obecnej stawce jest sześciu kierowców, którzy mają na koncie wygrane w Monako: Kimi Raikkonen, Lewis Hamilton, Jenson Button, Sebastian Vettel, Mark Webber i Fernando Alonso. Dwaj ostatni triumfowali tu dwukrotnie, a Alonso ma szansę przejść do historii i jako pierwszy zwyciężyć w GP Monako dla trzech różnych zespołów – poprzednio wygrywał tu z Renault (2006) i McLarenem (2007). Jest jednak duża szansa na to, że na liście pojawi się nowy zawodnik: w pierwszych sesjach treningowych bezapelacyjnie najszybszy był Nico Rosberg. Jego ojciec Keke, mistrz świata z 1982 roku, wygrał na ulicach Monako dokładnie 30 lat temu – dwa lata przed narodzinami obecnego kierowcy Mercedesa.

Nico zna Monako jak własną kieszeń – lubi opowiadać o tym, jak mama woziła go do szkoły słynnym tunelem, stanowiącym fragment toru. Mieszka w jednym apartamentowcu z zespołowym partnerem Hamiltonem, który czasami wpada do sąsiada na obiad. Obaj mają duże szanse na odniesienie pierwszego w tym roku zwycięstwa dla Mercedesa. W tym sezonie ich samochody doskonale spisują się w kwalifikacjach, ale żadne z trzech pole position z rzędu nie zostało zamienione na wygraną, bo w wyścigu opony w „Srebrnych Strzałach" zbyt szybko się zużywają. W niedzielę może być inaczej, bo nawierzchnia w Monako jest dość łagodna dla opon, a wyprzedzanie na krętej trasie graniczy z niemożliwością. Nie oznacza to jednak, że na torze nic się nie będzie działo – kwalifikacje i pierwsze wyścigi serii towarzyszących Formule 1 pokazały, że kibice mogą liczyć na walkę i efektowne, choć na szczęście niegroźne w skutkach kraksy.

Spacer po ulicach śródziemnomorskiego księstwa, które raz do roku znajduje się w centrum uwagi wyścigowego świata, jest tyle odkrywczy, co przerażający. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób po tak wąskiej, wyboistej i krętej trasie można prowadzić samochód wyścigowy o mocy ponad 700 koni mechanicznych – w dodatku mając wokół siebie dwudziestu rywali, z których każdy mniej lub bardziej skrycie marzy o odebraniu po wyścigu trofeum z rąk księcia Alberta II.

Pozostało 93% artykułu
Sport
Billie Jean King Cup. Ostatnia taka noc w Maladze. Włoszki sprytniejsze od Polek
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji