Nowy lider Tour de Pologne nie pozostawił rywalom złudzeń, kto rządzi w Tatrach. Nieco ponad dwa kilometry przed metą na podjeździe w Bukowinie zaatakował i nikt nie był w stanie dotrzymać mu koła.
Majka samotnie podążał do mety. Oglądał się co chwila, ale dojechał pierwszy. Na finiszu pokazał dwa palce, jak dwa zwycięstwa etapowe w TdP. Taki sam gest wykonał w lipcu w Tour de France, kiedy wygrywał etap w Pla d'Adet w Pirenejach. – Odblokowałem się psychicznie, wiem, że mogę atakować, bo skoro mnie boli, to rywali też musi boleć – mówił po zwycięstwie przed kamerami TVP.
Polski kolarz został liderem wyścigu, ale mimo spektakularnej, podbijającej serca jazdy końcowego sukcesu jednak sobie nie zapewnił. Dwóch Hiszpanów Benata Intxaustiego i Iona Izagirre wyprzedził tylko o 10 sekund. W klasyfikacji generalnej ma niewiele większą przewagę nad obydwoma – 18 i 22 sekundy. A dziś kończąca wyścig 25-kilometrowa czasówka w Krakowie, z końcowym akordem na Rynku Głównym.
Za Majką przemawia żółta koszulka na plecach, która zawsze dodaje kilka sekund, oraz miejsce rozgrywania etapu. Kraków to dla niego niemal rodzinne miasto. Ale sentyment nie zapewnia zwycięstw, zwłaszcza w tak technicznej konkurencji.
Majka potrafi pojechać czasówki fenomenalnie i bardzo przeciętnie. W ubiegłym roku w Giro d'Italia był piąty i 31., w tym roku czwarty i siódmy, na zakończenie tegorocznego Tour de France dopiero 58.