Rz: Z Rio docierają do nas informacje o brudnych pokojach w wiosce olimpijskiej, kradzieżach i bakteriach... Czy pana zdaniem rzeczywiście jest tak źle, czy to raczej media wyolbrzymiają problemy?
Jan Englert: Myślę, że prawda leży pośrodku. Może tam faktycznie nie posprzątano na czas, może zdarzy się jeszcze coś dziwnego. Często dzieje się jednak tak, że u innych widzimy to, co złe i obrzydliwe. A u nas jest przepięknie! Jeśli igrzyska pójdą Polakom dobrze i zdobędą dużo medali – to i olimpiada będzie piękna i wspaniała. A jak nam się nie uda – na pierwszym planie będą bakterie, brak szczepionek, brud i kradzieże.
Które igrzyska były dla pana pierwsze?
Zanim zacząłem igrzyska oglądać, słuchałem relacji radiowych. W „Przeglądzie Sportowym" w 1952 r. przeczytałem o bokserze Zygmuncie Chychle, który zdobył pierwszy dla Polski powojenny złoty medal, wygrywając w Helsinkach finał z reprezentantem ZSSR Siergiejem Szczerbakowem.
Przypomnijmy młodzieży, że Chychła pochodził z Gdańska, w czasie wojny został pozbawiony obywatelstwa gdańskiego i siłą wcielony do Wehrmachtu, skąd uciekł do armii Andersa.