Hiszpanie byli stuprocentowymi faworytami. Rosjanie mieli szczęście, trafiając w pierwszych dwóch meczach na Arabię Saudyjską i Egipt. Wygrali bez problemów i dali wiarę samym sobie i kibicom. Rosja w Sborną nie wierzyła, a te dwa zwycięstwa odmieniły nastroje.
Porażka 0:3 z Urugwajem wydawała się sygnałem, że gdy na drodze Rosjan staną prawdziwi piłkarze, to bajka się skończy. Kiedy więc Rosjanie od 12. minuty przegrywali po samobójczej bramce, ich nadzieje na awans spadły i mało kogo to dziwiło.
Sposób gry Hiszpanów był w tej sytuacji podaniem leżącemu pacjentowi kroplówki. Niedawni mistrzowie świata, wierząc, że już są w ćwierćfinale, postanowili oszczędzać siły. Grali jak na spartakiadzie zakładowej. Wymieniali między sobą dziesiątki podań, które nawet o krok nie przybliżały ich nie tylko do zwycięstwa, ale i do bramki Igora Akinfiejewa.
Jeszcze przed przerwą po ręce Pique w polu karnym Artiom Dziuba zdobył z jedenastki wyrównującą bramkę. Hiszpanie nie mieli już czego bronić, ale tak się przyzwyczaili do swojej gry, że nie potrafili jej zmienić. Fernando Hierro, dla którego to był zaledwie czwarty trenerski mecz w mistrzostwach świata, dopiero pół godziny przed końcem wpuścił na boisko Andresa Iniestę. On zwykle stanowi dla reprezentacji wartość dodaną. Tym razem niczego nie dodał.
Hiszpanie chcieli przejść przez mecz łatwo, żeby zachować siły na ćwierćfinał. W wyniku takich kalkulacji musieli grać o pół godziny dłużej i liczyć na szczęście w serii jedenastek.