To Chorwaci od początku przejęli inicjatywę, w ciągu 45 minut napędzili Francuzom trochę stracha i oddali siedem strzałów na bramkę. Ale mieli pecha. Najpierw skrzywdził ich argentyński sędzia Nestor Pitana, który dał się nabrać Antoine’owi Griezmannowi na rzekomy faul. Po wolnym Mario Mandżukić tak niefortunnie wybijał głową piłkę, że znalazła się w chorwackiej bramce.
Kiedy po wolnym i strzale Ivana Perisicia Chorwaci wyrównali, spotkało ich drugie nieszczęście: po rzucie rożnym piłka trafiła w rękę Perisicia i Griezmann strzelił z jedenastki na 2:1.
Od początku drugiej połowy zaatakowali Francuzi. Mieli więcej siły, bardzo dobrych obrońców, mądrego Griezmanna i dwóch nieobliczalnych młodych piłkarzy - Kyliana Mbappe i Paula Pogbę. Obydwaj strzelili dwie bramki w ciągu sześciu minut, po pozornie niegroźnych akcjach.
Na pół godziny przed końcem Francja prowadziła różnicą trzech bramek, a Chorwaci nie przestawali atakować. Osiągnęli tylko mały cel: koszmarny jak na rangę meczu błąd popełnił bramkarz Hugo Lloris. Nie wolno wdawać się w drybling z Mandżukiciem we własnym polu karnym.
4:2 dla Francji to wynik zbyt wysoki. Chorwacja nie była słabsza o dwie bramki. Niestety, tak już w piłce bywa. Francuzi zapracowali na zwycięstwo i mieli szczęście, Chorwaci po raz kolejny porwali cały świat swoimi umiejętnościami, grą o zwycięstwo nawet w najtrudniejszych momentach i ambicją.