[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/stopa/2010/03/02/podwojny-bajgiel/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Jego sukces to żadna sensacja, na kortach w Acapulco Łukasz Kubot i Oliver Marach wystąpili przecież z nr 1, a w finale trafił im się debel przypadkowy i na dodatek dopuszczony do gry z rezerwy. Jednocześnie styl tej meksykańskiej wygranej oraz jej rozmiary (6: 0, 6: 0) zdumiewają. Dwaj nieźli gracze, Fabio Fognini i Potito Starace, zostali odprawieni w 40 minut. Po meczu Włosi oświadczyli, że próbowali walczyć o swoją szansę, ale trafili na bezbłędny dzień faworytów.

Na polskich kortach używa się w takim przypadku określeń gwarowych. Słyszymy, że ktoś komuś „założył okulary” albo że rywal odjechał „na rowerze”. Na kortach zagranicznych przyjęto „double bagel”. Chodzi o analogię do podwójnego bajgla, krakowskiego okrągłego pieczywa zbliżonego do obwarzanka, które w XVI wieku wyjechało w świat, a potem zrobiło karierę w Stanach. Jakiejkolwiek by nazwy użyć, wynik 6:0, 6:0 spotykany jest raczej wśród początkujących. Odnawiana co roku biblia zawodowego tenisa podaje, że dwa lata temu u mężczyzn nie było ani jednego takiego rezultatu, a np. przed rokiem pięć. Finał turnieju albo gra podwójna w zasadzie wykluczają wpis do rubryki „Bagels of the Year”. Końcowy mecz Roland Garros 1988, kiedy Steffi Graf pokonała Nataszę Zwieriewą w 32 minuty, oddając jej ledwie 13 punktów, do dziś jest jak koszmar senny organizatorów. W deblu trudno sobie nawet wyobrazić jednoczesny brak szans obu partnerów, więc nie dziwi, że podwójne bajgle w statystykach odnoszą się głównie do singla.

Sobotni wyczyn polsko-austriackiego debla zbladł jednak nieco na tle dokonań amerykańskich bliźniaków. W minionym tygodniu Bob i Mike Bryanowie nie tylko wygrali w Delray Beach 600. mecz w karierze, ale jeszcze zdobyli tam 58. tytuł. Bracia przeskoczyli na historycznej liście dwie wybitne pary: Petera Fleminga i Johna McEnroe oraz Boba Hewitta i Frew McMillana. Czterech zwycięstw brak im do miejsca nr 1, które zajmują Australijczycy Todd Woodbridge i Mark Woodford. To jasne, że wobec wydarzeń takiej rangi tenisowi statystycy odłożyli sobie wyczyn Łukasza i Olivera na później. Ale wpis do księgi rekordów Polak i Austriak mają zapewniony.