Pierwsze zwycięstwo w barwach Ferrari odniósł Fernando Alonso. Za nim był Felipe Massa.
Robert Kubica (Renault) stracił szansę na zdobycie punktów już chwilę po starcie. Startował z dziewiątego pola. Wpadł w pierwsze zakręty tuż za Markiem Webberem. Nagle z samochodu Australijczyka wystrzeliła chmura dymu prosto w twarz Polaka. – Przed startem mamy w silniku trochę wyższy poziom oleju i nadmiar może wyciec na wydech – tłumaczył Kubica. Nigdy nie wiadomo, czy dym nie jest oznaką poważnej usterki, po której kierowca zwolni lub się zatrzyma, dlatego Kubica odbił w lewo, wprost pod koła Adriana Sutila. Kierowca Force India uderzył w tylne koło Polaka i obaj się obrócili. Spadli na koniec grupy.
– Najwyraźniej Sutil nic sobie nie robił z buchającego przed nim dymu, nie zwolnił i wjechał mi w tył – komentował później rozgoryczony Kubica. – Szkoda, bo praca z weekendu poszła na marne.
– Naprawdę nie wiem, co zdarzyło się na pierwszym zakręcie – stwierdził Sutil. – Jechałem, nagle pojawiła się ogromna chmura dymu i mnie oślepiła. Uderzyłem kogoś...
Kubica po piruecie rzucił się w pogoń i z 23. miejsca dotarł na 11. Z przodu uciekał Sebastian Vettel. Kierowcę Red Bulla próbowali ścigać zawodnicy Ferrari, ale na miękkich oponach Niemiec stale powiększał przewagę. Sytuacja zmieniła się po obowiązkowej zmianie ogumienia: na twardszej mieszance to Alonso i Massa jechali szybciej. Dogonili lidera, który zaczął mieć także kłopoty z samochodem. – Czuję, że moc spada – meldował przez radio. – Mamy problem z wydechem, nic nie da się z tym zrobić – usłyszał w odpowiedzi od inżyniera. Sprawdziły się przedsezonowe prognozy: samochody Red Bulla są szybkie, zwłaszcza w kwalifikacjach, ale nie wytrzymują trudów wyścigu.