[b]Rz: Czy warto jechać do Gelsenkirchen? Takie pytanie zadaje sobie dziś wielu ludzi. Niektórzy twierdzą, że wynik jest z góry przesądzony, na pańską korzyść oczywiście. Zgadza się pan z tym?[/b]
Witalij Kliczko: Jak będzie wyglądała sama walka, zobaczymy 29 maja. To jest boks i waga ciężka, więc jeden cios może zmienić wszystko. Wiem, że moja porażka byłaby sensacją, ale w historii tej dyscypliny sensacyjnych rozstrzygnięć było mnóstwo. Albert jest młody, silny, głodny sukcesu. Myślę, że przed wejściem na ring mamy po 50 procent szans na wygraną.
[b]Odpowiedź godna polityka. Lider ukraińskiej partii Kliczko-Blok nie mógł odpowiedzieć inaczej. Ale proszę powiedzieć szczerze, co sprawiło, że wybrał pan Sosnowskiego. Nie jest przecież zbyt znany?[/b]
A kogo miałem wybrać? Rosjanin Nikołaj Wałujew to potężny mężczyzna, ponad 10 cm wyższy, 40 kg cięższy. Wydawało się, że będzie idealnym rywalem, ale on myślał o pieniądzach, a nie o tym, by odebrać mi pas mistrza świata. Chciał zbyt dużo, dlatego nasze negocjacje zakończyły się fiaskiem. Anglik David Haye, mistrz WBA, dwukrotnie wycofał się z rozmów, propozycji nie przyjął też Tomasz Adamek. A Sosnowski zgodził się od razu. Tak jak ja siedem lat temu przyjąłem z miejsca propozycję walki z Lennoksem Lewisem, tak on zgodził się walczyć ze mną, nie pytając o pieniądze. Ja wtedy też nie kalkulowałem, choć o pojedynku z najlepszym wówczas bokserem wagi ciężkiej na świecie dowiedziałem się dziesięć dni przed wejściem na ring. I nie zgadzam się z opinią, że Albert nie jest znany. Ja go znałem, jest przecież mistrzem Europy, wywalczył pas, który dziesięć lat temu był w moim posiadaniu.
[b]Co będzie atutem Sosnowskiego?[/b]