Najpierw jednak musi uporać się z Amerykaninem o portorykańskich korzeniach Johnem Ruizem. Były rywal Andrzeja Gołoty najbardziej boi się, że zostanie w M.E.N Arena w Manchesterze oszukany.
– W Niemczech dwukrotnie zabierano mi zwycięstwa po walkach z Rosjaninem Nikołajem Wałujewem, mogę mieć tylko nadzieję, że tak się nie stanie teraz – powtarza „Milczek", który w swojej karierze wygrywał z takimi gwiazdami zawodowego boksu jak Evander Holyfield. Ruiz ma na koncie 44 zwycięstwa (30 przed czasem), 8 porażek i jeden remis. Haye – 23 wygrane (21 przed czasem) i tylko jedną porażkę. I to on będzie w sobotni wieczór faworytem, choć ambitny Ruiz mówi, że każdy otrzymuje od życia drugą szansę, a on zamierza ją wykorzystać.
38-letni Amerykanin waży 104,7 kg i jest o cztery kilogramy cięższy od Anglika, który w październiku skończy 30 lat. Ruiz może też liczyć na swoje doświadczenie, twardą szczękę i siłę fizyczną, gdy w ringu dochodzi do prowokowanych przez niego zapaśniczych przepychanek.
Atutem Haye'a jest szybkość. Były mistrz świata wagi junior ciężkiej przemieszcza się w ringu błyskawicznie i bije z ogromną mocą dzięki niesamowitej dynamice. Jego problemem jest szczęka. Trafiony szybko mięknie. Tak było w amatorskich czasach, gdy chwiał się po ciosach Kubańczyka Odlaniera Solisa w finale mistrzostw świata w Belfaście (2001). Anglik przegrał ten pojedynek przed czasem i zdobył srebrny medal, choć to on pierwszy czysto trafił rywala, który był liczony.
Na zawodowych ringach podobnej sztuki dokonał jego rodak, Carl Thompson, który przetrzymał bombardowanie Haye'a, a później zmusił go do poddania. Podobny plan ma teraz Ruiz. Znając jego ambicję i wytrzymałość, Haye'a czeka w Manchesterze ciężkie zadanie. Ruiz dwa razy leżał po ciosach Gołoty w Nowym Jorku i wygrał. Przez nokaut przegrał raz – z Nowozelandczykiem Davidem Tuą 14 lat temu. Mimo wszystko, gdyby pokonał faworyzowanego Anglika w Manchesterze, byłaby to sensacja.