"Rz": Przez ostatnie pięć dni nie trenował pan z powodu choroby. Czy już jest lepiej?
Bartłomiej Jaszka:
Dokucza mi tylko kaszel, trenuję na pełnych obrotach. Choroba przyszła w najgorszym momencie, na kilka dni przed inauguracją mistrzostw świata. Leżałem w łóżku, miałem gorączkę, dla sportowca to bardzo trudny moment. Zastanawiałem się, czy zdążę wrócić do siebie. Treningów na pewno będzie mi brakować. Teraz muszę nadrabiać stracony czas.
W reprezentacji są sami nowi skrzydłowi. Zdążycie się zrozumieć na boisku?
Na pewno brakuje kolegów, z którymi grałem do tej pory, ale trener Michael Biegler ma inną koncepcję i daje szansę młodzieży. Trzeba to uszanować. Szkrzydłowi kończą nasze akcje, ich skuteczność zależy od tego, jak rozegramy wcześniej atak. Jak będą wykorzystywać 80 procent naszych podań, będziemy szczęśliwi.