Najważniejsze były góry

W polskim środowisku górskim wystarczyło powiedzieć „Baron”. Wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Andrzej Skłodowski – instruktor alpinizmu, starszy ratownik tatrzański, dziennikarz, międzynarodowy przewodnik wysokogórski, autor przewodników wspinaczkowych, perfekcjonista we wszystkim, co robił, zmarł 3 grudnia w Warszawie.

Aktualizacja: 06.12.2007 07:20 Publikacja: 05.12.2007 20:23

Najważniejsze były góry

Foto: Rzeczpospolita

Urodził się w 1944 r. w Częstocicach. Absolwent Wydziału Etnografii UW, pracował wiele lat jako dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej. Dużo publikował w prasie górskiej, choć mówił, że nie potrafi pisać artykułów. Na jego wiedzy i tekstach zawsze można było polegać: czyste fakty, bez przymiotników, informacje rzetelne do bólu.

Najważniejsze były dla niego góry. – Albo w nich był, albo żył planowaniem wyjazdu – wspomina przyjaciel Piotr Aleksandrowicz, były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, którego Andrzej wprowadzał w świat wspinaczki w Alpach, Tatrach, Himalajach. – Cieszył się Babią i Śnieżnikiem. Kiedy w Alpach z powodu zadymki nie można było przez pięć dni wyjść ze schroniska, to też był szczęśliwy. Był przecież w górach!

– Andrzej był wzorem wspinacza – opowiada Artur Paszczak, prezes Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego. – Bardzo dużo szkolił po koleżeńsku, gratis. Dawał nam przykład przez działanie, a nie gadanie. Pomimo ukończenia 60 lat cały czas intensywnie się wspinał. Brał młodych ludzi w góry i potrafił ich zagonić. Nie patyczkował się z nimi. Facet o żelaznej kondycji i żelaznych zasadach. Był filarem naszego klubu.

– Głośny, pełen życia, energii i humoru, aktywnie działał w Polskim Związku Alpinizmu. Wszędzie go było pełno. Koleżeński, po prostu życzliwy facet – mówi Hanna Wiktorowska, wieloletni sekretarz PZA.

„Baron” przeszedł ok. 1400 dróg wspinaczkowych: latem i zimą, w tym wiele nowych, także w Kaukazie, Pamirze, Andach. Od 40 lat był ratownikiem tatrzańskim. – W ubiegłym roku dyżurował rekordową ilość czasu: 1400 godzin – mówi Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR. – Głównie siedział w Morskim Oku ze względu na doskonałą znajomość topografii tego terenu. Dla wspinaczy tatrzańskich był guru. Dla nas kolegą, którego ceniliśmy za wiedzę, osiągnięcia taternickie i rzetelność, za profesjonalizm. Znał się na tym, co robił.

Marii Łapińskiej, kierowniczce schroniska w Morskim Oku, trudno uwierzyć w wiadomość o jego śmierci. – Zrobił rezerwację na sylwestra! Pół zimy u nas spędzał. Był rezydentem w Morskim Oku, wtopionym, wrośniętym w krajobraz. Zawsze chętny do pomocy, podtrzymywał innych na duchu. Ratownik z powołania. Dla nas był jak członek rodziny. Dziewczyny z personelu specjalnie dla niego kotleciki bez panierki smażyły. Pokazywał zdjęcia z wypraw. Snuliśmy plany obchodów 100-lecia schroniska w przyszłym roku. Nie mogę sobie wyobrazić zimy bez niego!

Na wieść o śmierci Andrzeja jakiś wspinacz napisał w Internecie: „... głos nie do zapomnienia, prawie jak Himilsbach... czarny dzień wczoraj”. Ktoś inny westchnął: „Nie będzie już drugiego takiego...”.

Urodził się w 1944 r. w Częstocicach. Absolwent Wydziału Etnografii UW, pracował wiele lat jako dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej. Dużo publikował w prasie górskiej, choć mówił, że nie potrafi pisać artykułów. Na jego wiedzy i tekstach zawsze można było polegać: czyste fakty, bez przymiotników, informacje rzetelne do bólu.

Najważniejsze były dla niego góry. – Albo w nich był, albo żył planowaniem wyjazdu – wspomina przyjaciel Piotr Aleksandrowicz, były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, którego Andrzej wprowadzał w świat wspinaczki w Alpach, Tatrach, Himalajach. – Cieszył się Babią i Śnieżnikiem. Kiedy w Alpach z powodu zadymki nie można było przez pięć dni wyjść ze schroniska, to też był szczęśliwy. Był przecież w górach!

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?