Zwycięstwo nad Liachowiczem to przepustka do rewanżowego pojedynku z Uzbekiem Rusłanem Czagajewem.

Jeszcze kilka lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy, że 34-letni Wałujew i dwa lata młodszy Liachowicz zostaną zawodowymi mistrzami świata. Pierwszy z nich, olbrzym z Sankt Petersburga, imponował wprawdzie warunkami fizycznymi (213 cm wzrostu i prawie 150 kg wagi), ale umiejętności miał mizerne. Przewidywano, że będzie jeździł z kontynentu na kontynent i wygrywał z takimi samymi jak on nieudacznikami.

Ale gdy promotorem Nikołaja został Niemiec Wilfried Sauerland, kariera olbrzyma nabrała tempa, a rywale pod ciosami „Bestii ze Wschodu” padali jak muchy. W grudniu 2005 roku, po kontrowersyjnej wygranej z Portorykańczykiem Johnem Ruizem, Wałujew był już pierwszym Rosjaninem, który zdobył tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej.

Białorusin Liachowicz jako amator poniósł tylko 15 porażek w 150 walkach. Być może wróciłby nawet z medalem z igrzysk olimpijskich w Atlancie (1996), ale sędziowie uznali go za pokonanego w starciu z Paeą Wolfgrammem pochodzącym z Tonga. Zawodowa kariera Siergieja to pasmo zwycięstw (23 wygrane, 14 przed czasem) i dwie porażki. Pierwszym, który go znokautował, był Maurice Harris w 2002 roku. Drugim Shannon Briggs, który w listopadzie 2006 roku potężnym ciosem wyrzucił go z ringu na sekundę przed końcowym gongiem (Liachowicz prowadził na punkty u wszystkich sędziów). Białorusin stracił tytuł organizacji WBO, zdobyty siedem miesięcy wcześniej po morderczym boju z Lamonem Brewsterem.

34-letni Wałujew (47 zwycięstw, w tym 34 przed czasem, 1 porażka) pas wywalczony w 2005 stracił przegrywając w ubiegłym roku z Czagajewem. By go odzyskać i raz jeszcze stanąć oko w oko z Czgajewem, musi pokonać Liachowicza. Ale nawet jeśli przegra, ma zapewnione trwałe miejsce w historii tej dyscypliny - jako najwyższy i najcięższy mistrz świata.