W tej sytuacji zaufanie do piłkarzy, trenerów i sędziów jest dość ograniczone. Argument, że zwykle zatrzymuje się za winy popełnione w przeszłości, nikogo nie uspokaja. Podejrzany mecz zdarzył się także niedawno, 22 marca, pomiędzy Zagłębiem Sosnowiec a ŁKS, więc wiara w czystość rozgrywek znowu osłabła.
To, czego jesteśmy świadkami, sprawia, że mecze, które w uczciwy sposób kończą się nieoczekiwanymi wynikami, natychmiast stają się podejrzane. Tak jest z drugoligowym spotkaniem Odry Opole z Lechią Gdańsk. Odra od 6. minuty grała z przewagą jednego zawodnika, prowadziła 2:0 po dwóch rzutach karnych (zdaniem gdańszczan niesłusznych), a mimo to Lechia zwyciężyła 3:2. Dwie bramki strzeliła w ostatnich chwilach. Tę drugą, z rzutu wolnego, z odległości około 30 metrów i to w doliczonym czasie. Lechia walczy o awans do I ligi, Odra raczej o nic nie walczy. Podejrzenia narzucają się same.
Bez większego ryzyka można też napisać, że niezwykłe serie Wisły Kraków, Cracovii i Groclinu nie są przypadkowe. Wisła jest na najlepszej drodze do powtórzenia sukcesu Widzewa z roku 1996 – wywalczenia tytułu mistrza bez porażki w całym sezonie. Paweł Brożek zdobył kolejną bramkę i powiększył szansę na tytuł króla strzelców. Kiedy jednak patrzy się, ile sytuacji Brożek marnuje, trudno się dziwić Leo Beenhakkerowi, że stracił do niego cierpliwość. Kiedy w roku 1974 królem strzelców ligi został 20-letni Zdzisław Kapka, Kazimierz Górski nie wahał się ani chwili i zabrał go na mistrzostwa świata, razem z wyjątkowo utalentowanymi kolegami z Wisły – Kazimierzem Kmiecikiem i Markiem Kustą. Wisła nie była wtedy mistrzem. Teraz będzie, ale takich napastników nie ma.