O ile pierwsza połowa była koszmarem przerwanym przez gol Rogera, o tyle w drugiej nic nie zapowiadało nieszczęścia.

Aż do pierwszej minuty doliczonego czasu. Wówczas Mariusz Lewandowski łapał za koszulkę w polu karnym Sebastiana Prödla. Gdyby jednak za takie winy zawsze dawano karne, to w tym meczu powinny być co najmniej trzy. Ale sędzia pokazał, że polski bramkarz ma stanąć naprzeciw strzelającego z 11 metrów Ivicy Vastica. Wcześniej Boruc ratował nas w każdej sytuacji: rękami, nogami, pośladkami. Tym razem nie miał szans, Vastic strzelił znakomicie.

Na konferencji prasowej Beenhakker był wściekły, piłkarze mówili o kradzieży w biały dzień i oszustwie, kibice milczeli albo przeklinali. Z polskiej strony to może wyglądać inaczej, ale jak czuliby się Austriacy, gdyby tego karnego nie było? Byli w pierwszej połowie trzy razy w sytuacjach sam na sam z Borucem i żadnej nie wykorzystali, a Polacy w pierwszej groźnej akcji strzelili im gola ze spalonego. Zagraniczni dziennikarze pytali po meczu, co najlepszy na boisku Roger jeszcze robi w polskiej lidze, więc przynajmniej wiadomo, że jeden piłkarz w naszej drużynie coś na tym turnieju wygrał. Pozostałym należy się podziękowanie za poświęcenie, udaną drugą połowę, ale ćwierćfinał niestety znika za horyzontem. Chyba bezpowrotnie. Zostaje nam tylko wiara w cud: Polska awansuje do ćwierćfinału pod warunkiem, że wygra w poniedziałek z Chorwacją wyżej niż Austria z Niemcami. Zadecydowało o tym sensacyjne rozstrzygnięcie innego wczorajszego meczu w naszej grupie: Chorwaci wygrali 2:1 z Niemcami.

Gospodarze oceniali, że bez biletów do Wiednia przyjechało aż 40 tysięcy Polaków, dlatego do pilnowania porządku w centrum miasta skierowano dodatkowe służby. Austriakom pomagało 26 policjantów z Polski.

Paweł Wilkowicz z Wiednia