RZ: Komu pan kibicuje: Hiszpanii czy Polsce?
Carlos Marrodan: Jestem w komfortowej sytuacji, bo mogę wspierać obie drużyny. Kłopot zaczyna się, gdy wspomniane reprezentacje stają naprzeciw siebie. Wtedy odzywa się we mnie krew przodków i kibicuję Hiszpanom. No, chyba że Polacy występują w roli absolutnych outsiderów. Wtedy jestem po stronie słabszych.
O Hiszpanach mówi się, że grają jak nigdy, a przegrywają jak zawsze. Czy tym razem będzie inaczej?
Odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo nad Rosją. 4:1 to robi wrażenie. Pamiętam jednak, że w przeszłości nasza jedenastka nieraz pokazywała fantastyczny futbol, a potem przegrywała wszystko z kretesem. Spójrzmy na mundial w Meksyku w 1986 roku. Rozegraliśmy mecz przeciwko Danii, wówczas jednej z najsilniejszych drużyn na świecie. Wygraliśmy 5:1, a cztery bramki strzelił Emilio Butragueno. Rzecz jasna, od razu stał się bohaterem narodowym. Cóż jednak z tego, skoro później nic nie zwojowaliśmy. I skończyło się na takiej pięknej katastrofie.
Czym to tłumaczyć, słabą odpornością psychiczną, temperamentem?