Trudno obecne mistrzostwa porównać z poprzednim wspólnym Euro w Belgii i Holandii. Tam podróże były krótkie, granica symboliczna. Austria i Szwajcaria miały właściwie dwa oddzielne turnieje.
Działacze FIFA i UEFA mówili nieoficjalnie, że to najgorzej zorganizowane mistrzostwa, od kiedy gra w nich 16 drużyn, czyli od 1996 roku. – A w Niemczech dwa lata temu... – brzmiał refren turniejowych rozmów. Austria i Szwajcaria miały pecha, z takimi wspomnieniami trudno się mierzyć. Długo trzeba będzie czekać na mistrzostwa, które dorównają niemieckiemu mundialowi nie tylko organizacją, ale i atmosferą.
Czy rzeczywiście Euro w Alpach było najgorsze od 1996 roku? Na pewno inne, tak jak kultura futbolu jest tutaj inna niż w Anglii, Holandii i Belgii, Portugalii. Stąd pustki w niektórych tzw. fan zonach, gdzie mieli się bawić kibice, opustoszałe wieczorami miasta.
Austriacy i Szwajcarzy chcieli być po prostu jak najlepszą sceną dla innych. Drogi już mieli, stadiony w większości wymagały tylko przebudowy, pozostało zawiesić drogowskazy z logo mistrzostw i można było zaczynać. Nie dla nich rozrzutność Portugalczyków, którzy budowali stadiony ponad potrzeby. W Innsbrucku Tivoli Neu został powiększony tymczasowo, teraz wróci do swojej poprzedniej pojemności. W Klagenfurcie trybuny będą zmniejszone do 18 tysięcy miejsc.
To dobra lekcja dla Polaków i Ukraińców. Nie stać nas na taką nonszalancję jak np. organizatorów z Klagenfurtu, którzy powtarzali, że nie spodziewają się żadnych problemów, bo imprezy na 30 tysięcy widzów mają u siebie co chwila.