Za wieloma meczami kryją się jakieś historyczne zaszłości. W rywalizacji Legii z białoruskim Homlem też jest coś takiego. Gdyby warszawscy piłkarze mieli czas i ochotę (a zabraknie chyba i jednego, i drugiego) w mieście, które kiedyś należało do Polski, mogliby zobaczyć klasycystyczny pałac. Był on własnością księcia Iwana Paskiewicza, polakożercy, który stłumił powstanie listopadowe, a przy okazji okradł Belweder i Zamek Królewski z polskich dzieł sztuki, które zawiózł do Homla. Wziął też sobie pomnik księcia Poniatowskiego.
Pomnik miał stanąć tam, gdzie dziś się znajduje – przed Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu. Zamiast niego car wystawił w tym miejscu monument Paskiewicza, a Poniatowski stanął przed pałacem w Homlu. Na powrót księcia do Warszawy trzeba było czekać jeszcze kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, bo jeśli chodzi o oddawanie czegokolwiek, to władza radziecka też nie była specjalnie rychliwa. Jeśli dodamy do tego późniejsze losy pomnika, to będziemy mieli kawałek historii Warszawy, w której Legia, utworzona przez legionistów marszałka Piłsudskiego na Wołyniu, w czasach, kiedy Poniatowski przebywał jeszcze na wygnaniu w Homlu, ma swoje miejsce.
Mieszkańców stolicy dzielę na warszawiaków i warszawian. Warszawiak to kilka pokoleń w mieście nieujarzmionym, zasady współżycia, honorowy kodeks obyczajowy nawet wśród złodziei, charakter, solidarność i uczciwość, choćby na granicy cwaniactwa. Warszawianin – to człowiek, który tu przyjechał. Warszawian jest w stolicy więcej niż warszawiaków, co widać szczególnie na trybunach stadionu Wojska Polskiego im. marszałka Piłsudskiego.