Ludwik Buczyński, trener reprezentacji Polski amatorów, mówi o nim, że jest równie utalentowany jak Muhammad Ali i mógłby za cztery lata w Londynie bić się o złoto na igrzyskach, ale 20-letni Artur Szpilka nie chce czekać i woli być zawodowcem.
Buczyński oczywiście mocno przesadza, porównując Szpilkę z legendą boksu, ale ma rację, mówiąc, że miałby szansę na dobry występ w Londynie. Polski trener w podobnym stylu wypowiadał się, gdy zawodowe kontrakty podpisywali Mariusz Wach, Grzegorz Proksa, Jarosław i Tomasz Hutkowscy, Łukasz Janik i Andrzej Wawrzyk.
Najzdolniejszych pięściarzy od dawna nie interesuje olimpijska sława, której doświadczyli wielcy mistrzowie polskiego boksu. Oni wolą iść drogą przetartą przez Tomasza Adamka i Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka, których znają dziś wszyscy i którzy sięgnęli już na zawodowym ringu po najwyższe trofea.
Pewnie nawet nie pamiętają, że wcześniej od Adamka i Włodarczyka z igrzysk zrezygnował Dariusz Michalczewski, uciekając przed Seulem (1988) do RFN. „Tygrys” był wtedy szczery aż do bólu. – Nie interesują mnie medale, tylko pieniądze. Chcę zostać milionerem – mówił „Rz”. I buńczuczne zapowiedzi zrealizował – przez dziewięć lat był zawodowym mistrzem świata.
Jego następcy na razie mogą tylko o tym śnić. Mariusz Wach, który cztery lata temu należał do czołówki światowej w kategorii superciężkiej, na zawodowym ringu nic jeszcze nie osiągnął.