Wielcy, nie zawsze doceniani

Miguela Angela Cotto w Puerto Rico uwielbiają, a w Caguas, rodzinnym mieście zawodowego mistrza świata od dawna jest bohaterem. Kiedy walczy w Nowym Jorku, w Madison Square Garden, ze sprzedażą biletów nie ma żadnych problemów. Ale nie jest supergwiazdą, jak Floyd Mayweather junior czy Manny Pacquiao, nie mówiąc o Oscarze De La Hoi, który już zakończył karierę. Wciąż musi walczyć o swoją sławę.

Aktualizacja: 17.06.2009 20:54 Publikacja: 17.06.2009 20:31

Miguel Angel Cotto będzie musiał długo pracować na sławę jaką cieszy się Manny Pacquiao

Miguel Angel Cotto będzie musiał długo pracować na sławę jaką cieszy się Manny Pacquiao

Foto: AFP

I jeśli wierzyć ostatnim informacjom, jeszcze w tym roku dostanie życiową szansę. Bob Arum, promotor Pacquiao, najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe twierdzi, że 14 listopada będziemy świadkami kolejnego bokserskiego hitu - walki Filipińczyka z Cotto. Arum zna już miejsca megawalki - MGM Grand w Las Vegas.

Ostatni pojedynek Cotto z pochodzącym z Ghany Joshuą Clotteyem był nie tylko krwawy, ale i znakomity. Nobilitujący zawodowy boks, co w dzisiejszych czasach nie jest łatwe. W pierwszej rundzie Clottey po lewym prostym Portorykańczyka był liczony, w trzeciej przypadkowe uderzenie głową boksera z Ghany rozbiło łuk brwiowy Cotto. Walki jednak nie przerwano, trwała pełne dwanaście rund. I bardzo dobrze, bo takie uczty wspominana się po latach i nie zmienia tego fakt, że Clottey miał pretensje do sędziów, którzy uznali go przegranym w starciu o mistrzostwo organizacji WBO w wadze półśredniej.

Cotto urodził się w bokserskiej rodzinie. Ojciec Miguel Cotto Sr., brat Jose Miguel Cotto, kuzyn Abner Cotto i wujek Evangelista byli zawodowymi pięściarzami. Ten ostatni był też jego trenerem, ale po ognistej kłótni wiosną tego roku przestał nim być.

Miguel Angel miał 18 lat, gdy zdobył w Buenos Aires srebrny medal mistrzostw świata juniorów. Dwa lata później wielokrotny mistrz Portoryko pojechał na igrzyska do Sydney, gdzie podobnie jak rok wcześniej na mistrzostwach świata w Houston przegrał swój pierwszy pojedynek. Pokonał go późniejszy złoty medalista, Mahamadkadir Abdullajew z Uzbekistanu. Zrewanżuje mu się pięć lat później broniąc na zawodowym ringu tytułu mistrza świata WBO w wadze lekkopółśredniej. Pojedynek zostanie zatrzymany w 9 rundzie z powodu kontuzji oka Uzbeka.

Najczęściej walczy w Madison Square Garden. Portorykańczycy mieszkający w Nowym Jorku mają więc swojego idola. Dwa lata temu wygrał w wyższej wadze ( półśrednia) jednogłośnie ze słynnym Shane Mosleyem broniąc tytułu WBA i był już tylko krok od raju. Wtedy przyszła przegrana, pierwsza w karierze, do tego przed czasem z Antonio Margarito w Las Vegas. Być może już wtedy Meksykanin walczył w bandażach nasyconych twardniejącą w trakcie pojedynku substancją, którą wykryto po jego porażce z Mosleyem, ale nie ma na to dowodów.

Reklama
Reklama

Miguel Angel Cotto z 34 wygranych pojedynków 27 rozstrzygnął przed czasem. Jest pięściarzem kompletnym, równie skutecznym w obronie, jak ataku. Dlatego tak trudno go pokonać. Ale nie jest jedynym, który długo musiał walczyć o to, by wyjść z cienia. Uwielbiany dziś Pacquiao przeszedł przecież równie długą drogę. Nieśmiertelną sławę zapewniło mu dopiero upokorzenie De La Hoi i szybkie znokautowanie Ricky Hattona. Łatwo więc sobie wyobrazić co się stanie, gdy teraz to Cotto zmiecie z ringu „Pacmana".

W podobnej sytuacji jak Cotto jest też Juan Manuel Marquez, król wagi lekkiej. W Meksyku zna go każde dziecko, ale dopiero wygrana z Mayweatherem sprawi, że pokocha go cały świat, nie tylko bokserscy eksperci. Problem w tym, że walkę z powodu kontuzji Amerykanina odwołano. Ale to już nie powinno nikogo dziwić.

I jeśli wierzyć ostatnim informacjom, jeszcze w tym roku dostanie życiową szansę. Bob Arum, promotor Pacquiao, najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe twierdzi, że 14 listopada będziemy świadkami kolejnego bokserskiego hitu - walki Filipińczyka z Cotto. Arum zna już miejsca megawalki - MGM Grand w Las Vegas.

Ostatni pojedynek Cotto z pochodzącym z Ghany Joshuą Clotteyem był nie tylko krwawy, ale i znakomity. Nobilitujący zawodowy boks, co w dzisiejszych czasach nie jest łatwe. W pierwszej rundzie Clottey po lewym prostym Portorykańczyka był liczony, w trzeciej przypadkowe uderzenie głową boksera z Ghany rozbiło łuk brwiowy Cotto. Walki jednak nie przerwano, trwała pełne dwanaście rund. I bardzo dobrze, bo takie uczty wspominana się po latach i nie zmienia tego fakt, że Clottey miał pretensje do sędziów, którzy uznali go przegranym w starciu o mistrzostwo organizacji WBO w wadze półśredniej.

Reklama
Sport
Nie chce pałacu. Kirsty Coventry - pierwsza kobieta przejmuje władzę w MKOl
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama