[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/05/16/tramwaj-zwany-nadzieja/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]
Nadzieja pojawia się niespodziewanie. - Patrzcie, Smuda jedzie! Ktoś przy oknie z prawej strony wypatrzył samochód trenera, jadący wolno w korku obok tramwaju. Eee, to nie Smuda. Jak nie Smuda? Smuda!! Co by robił trener reprezentacji na meczu drugiej drużyny z ostatnią, jeśli może być tam, gdzie gra lider z szóstą. Samochód zrównał się z tramwajem. Jednak Smuda. - Smuda z nami! Może on wie gdzie będzie mistrz i dlatego jedzie. A tam, wie. Przyjechał, bo mieszka w Krakowie. Nie! Przyjechał, bo lubi Wisełkę.
Kto nie lubi Wisełki? Tylko Pasy. Chociaż szanse są minimalne, kibice wierzą. Nadzieja umiera ostatnia. Na trybunach około pięciu tysięcy ludzi. Niewiele mniej niż ostatnio, z Cracovią. Żadnych gwizdów, docinków. Szaliki w górę i "Jak długo na Wawelu". Mauro Cantoro, niegdysiejszy bohater Wisły, dziś kapitan Odry, wita się kordialnie z dawnymi kolegami.
Kiedy jest najwięcej wody na boisku? Kiedy Wisła gra z Odrą. Ale Wisła naprawdę gra. Przez pierwsze pół godziny nie schodzi z połowy Odry, ale każdą piłkę lecącą do bramki wybija lub łapie Arkadiusz Onyszko. Od nowego sezonu ma grać w Wiśle, więc przynajmniej to dobre.
Lech strzelił bramkę. Spiker tego nie ogłasza, ale i tak wszyscy wiedzą. Mają telefony. Nadzieja gaśnie. Ale po ładnej akcji Petera Singlara Patryk Małecki też strzela, na 1:0 dla Wisły. Nadzieja odżywa. Pod koniec pierwszej połowy ktoś puszcza plotkę na trybunie, że Zagłębie wyrównało. Wzmaga się doping, ale drugiego gola nie ma.