[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/06/14/diego-wiecznie-zywy/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Maradona wciąż wzbudza emocje, nawet w źle skrojonym garniturze, w którym wygląda jak kierowca mafii. Zachowywał się obok ławki rezerwowych jak jego zawodnicy. Nie usiadł na chwilę, skakał, krzyczał, gwizdał, podawał piłkę, więc nikt nie miał wątpliwości, że jest częścią drużyny i chce jej pomóc. Argentyna zwyciężyła, wszyscy się cieszyli, ale tak nie wygląda reprezentacja, która ma zdobyć Puchar Świata. Argentyńczycy prezentowali się podobnie jak w eliminacjach, gdzie miewali problemy. Teraz, po licznych próbach, powinno być lepiej, ale wciąż nie jest. Maradona powołał do kadry sześciu napastników, którzy w ostatnim sezonie w różnych krajach strzelili około 180 goli, ale w meczu z Nigerią wyręczył ich obrońca Gabriel Heinze.

Niemal wszyscy zawodnicy Argentyny to gwiazdy, lecz trener nie potrafi połączyć ich w dobrze funkcjonujący zespół. Maradona nie ma wykształcenia, zresztą nie tylko trenerskiego, ma tylko status boga. Argentyna pozostaje więc zagadką.

Emocje wzbudził pojedynek USA z Anglią. Przypominano z tej okazji o sensacji z mundialu w roku 1950, kiedy Amerykanie pokonali Anglię 1:0. Dziś takie zwycięstwo byłoby zaledwie niespodzianką, ponieważ Amerykanie mają od kilkunastu lat jedną z najsolidniejszych reprezentacji na świecie. Kiedy patrzę na Anglików, wciąż się dziwię. Angielskie kluby ciągną w górę obcokrajowcy. Reprezentacji ma pomóc Włoch Fabio Capello, ale i on, podobnie jak Szwed Sven-Goran Eriksson wcześniej, nie wie o piłkarzach wszystkiego, czego dowodem było choćby wystawienie w pomocy Jamesa Milnera, a potem szybkie zdjęcie go z boiska. Dziwiłem się już prawie dziesięć lat temu, jak słaby technicznie napastnik Emile Heskey może grać w Liverpoolu, a nawet na mistrzostwach świata. Kiedy Heskey stracił miejsce w drużynie i w reprezentacji, uznałem, że coś się w Anglii zmienia na lepsze. Ale on wrócił, a wraz z nim prosta taktyka gry na wysuniętego wysokiego napastnika, który ma większe od innych szanse wykorzystania dośrodkowań. A jak nie on, to jeszcze wyższy Peter Crouch. I Wayne Rooney nic z tego nie miał

Tak grało się w Anglii kilkadziesiąt lat temu i, jak widać, ta historia ciąży.