Powodem rozbudowania konstrukcji myślowej był incydent na finiszu sprintu w Davos, w wyniku którego Polce odebrano punkty. Już nie tylko Norwegowie – powiada szkoleniowiec – knują przeciw Justysi, teraz do zmowy przyłączyła się cała Skandynawia. A zatem szkodnikami są także Szwedzi oraz Duńczycy, a kto wie, czy nie Finowie, Islandczycy, Łotysze, Estończycy i Litwini, które to nacje zalicza się niekiedy do skandynawskich.

Tak na zdrowy rozum nawet Norwegowie nie mają powodów, by działać na szkodę Kowalczykówny, bo przecież Marit Bjoergen wygrywa, jak chce, na każdym dystansie, na każdej trasie i przy zastosowaniu każdej techniki. Po diabła jej wsparcie spiskowców? No, ale powiedzmy, że uczestnicy sprzysiężenia działają z zamysłem perspektywicznym. Punkty, które dziś odbiorą Polce, mogą mieć znaczenie w drugiej części sezonu, gdy Bjoergen będzie biegała słabiej. Motywacji Szwedów, Duńczyków, a zwłaszcza Litwinów, nie rozumiem już w ogóle. Może kiedyś Wierietielny je ujawni.

Mam swoją teorię na temat teorii trenera Wierietielnego. Dało się zauważyć już jakiś czas temu, że Justyna Kowalczyk lubi mieć pod górkę nie tylko w sensie dosłownym. Także w relacjach z najgroźniejszymi rywalkami, sędziami i mediami. To ją nakręca, to działa na nią dopingująco, kto wie, może tak samo jak kropelki na astmę na Marit Bjoergen. Wierietielny zdaje sobie z tego sprawę i w odpowiednich momentach dolewa oliwy do ognia.

Kowalczykówna przypomina pod tym względem wybitnego tenisistę Johna McEnroe. Amerykanin grał najlepiej wtedy, gdy miał przeciwko sobie nie tylko rywala po drugiej stronie siatki, ale także arbitrów oraz widownię. Tylko że w jego przypadku do wojny dochodziło nagle, w trakcie meczu, gdy sędzia się pomylił albo ktoś się poruszył na trybunach. Natomiast Kowalczyk i Wierietielny szukają dziury w całym po przegranych biegach. To nie stawia ich w korzystnym świetle. Polscy kibice szybko o tym zapomną, zwłaszcza gdy panna Justyna znów zacznie wygrywać. Ale reszta narciarskiego świata będzie pamiętać. Szczególnie Skandynawowie.