Rz: W tym sezonie w sprintach od początku się pani nie układało: dyskwalifikacje, złamany kijek. Tym finałem się pani z tymi wszystkimi niepowodzeniami rozliczyła?
Justyna Kowalczyk:
Tak. Bardzo się cieszę z takiego zakończenia. Trener powiedział mi po biegu przez krótkofalówkę: „Bardzo ładnie, Justysiu". Szkoda tylko, że piąte miejsce oznacza, że muszę teraz jechać do centrum na dekorację medalistek. Żartuję. Może jest trochę niedosytu, bo jak się awansuje do finału, to chciałoby się jeszcze więcej, jak zawsze. Ale gdy patrzę na dziewczyny, z którymi przegrałam, to mogę im tylko pogratulować. Przede mną były same wielkie sprinterskie nazwiska.
To pani najlepszy wynik w sprincie stylem dowolnym w mistrzostwach świata i igrzyskach.
Więcej o mistrzostwach - rp.pl/oslo2011