Początek sezonu stał pod znakiem dominacji mistrza świata Sebastiana Vettela, ale w ostatnim wyścigu w Chinach, dzięki lepszej strategii, pokonał go Lewis Hamilton.
– Wygraliśmy nie dlatego, że mieliśmy najszybszy samochód – przyznał kierowca McLarena. Trudno się z nim nie zgodzić: Red Bull w rękach Vettela dosłownie fruwa po torze, a drugi kierowca mistrzowskiej ekipy - Mark Webber - przed trzema tygodniami przebił się z osiemnastej pozycji startowej na najniższy stopień podium.
Jedyną słabością austriackiej ekipy pozostaje system KERS: w Australii w ogóle z niego nie korzystali, a w dwóch kolejnych wyścigach kapryśny "dopalacz" często zawodził. – Ciężko pracowaliśmy nad systemem i teraz powinien działać bez zarzutu – stwierdził konsultant ekipy Red Bull Helmut Marko. Prace odbywały się tylko w fabryce, nowinki przejdą chrzest bojowy dopiero podczas piątkowych treningów. – Oczywiście poprawiliśmy samochód, ale inni mogli zrobić jeszcze większe postępy – mówi Hamilton, który triumfował w Turcji przed rokiem, lecz nie bez pomocy duetu Red Bulla. Vettel przy próbie wyprzedzenia Webbera doprowadził do kolizji i podwójne zwycięstwo odnieśli kierowcy McLarena.
Anglik, typowany na najpoważniejszego rywala "Czerwonych Byków", dostrzega również potencjał innych. – Mercedes był mocny już w poprzednim wyścigu, Renault też ma dobry samochód. Ferrari jest blisko i dogonienie nas nie zajmie im wiele czasu.
To właśnie włoski zespół jest największym rozczarowaniem pierwszej fazy sezonu. Fernando Alonso i Felipe Massa brylowali podczas zimowych testów, ale po trzech wyścigach są na piątej i szóstej pozycji. – W zeszłym roku też straciliśmy dużo punktów na początku – przypomina Alonso. – Potem jednak byliśmy blisko zdobycia tytułu. Nie jesteśmy w stanie całkowicie zmienić samochodu z wyścigu na wyścig. Krok po kroku próbujemy odrobić straty.