Wielkie góry, małe zmiany. Pierwszy w wyścigu etap z wysokimi przełęczami na trasie (Hourquette d'Ancizan – 1538 m i słynnym Tourmalet – 2115) oraz wspinaczką na metę w Luz-Ardiden (1715) miał być demonstracją siły faworytów, a pokazał tylko słabość jednego z nich.
Voeckler, który przed startem przyznawał, że raczej nie utrzyma pozycji lidera, dzięki własnej nieustępliwości i pomocy kolegi z zespołu Europcar Pierre'a Rollanda zachował jednak żółtą koszulkę, dając radość wszystkim Francuzom w dniu ich święta narodowego.
Etap wygrał Samuel Sanchez, mistrz olimpijski z Pekinu, zostawiając z tyłu na ostatnich metrach Belga Jelle Vanenderta, z którym uciekał w końcowej fazie wyścigu. Wygrana kolarza z Oviedo to drugi sukces grupy Euskaltel w Luz-Ardiden. Dziesięć lat temu wygrał tu Roberto Laiseka.
Mniej powodów do radości miał inny Hiszpan Alberto Contador. Trzykrotny zwycięzca Tour de France narzekał od kilku dni na ból kolana. Wprawdzie uspokajał przed startem do czwartkowego etapu, że wszystko jest w porządku, ale wydarzenia na trasie tego nie potwierdziły.
Contador, który wcześniej próbował atakować w końcówkach etapów na o wiele mniejszych wzniesieniach, by odrobić straty poniesione w efekcie kraksy na pierwszym etapie, w prawdziwych górach był dziwnie pasywny.