Awans Śląska sprawił mi wyjątkową przyjemność. Jagiellonię opłakałem, zwycięstw Wisły oczekiwałem, a Śląsk zagrał tak, jak sobie wyobrażałem. Ta wyobraźnia bierze się z wiary, którą zresztą pierwsze pięć minut meczu nieco mi nadwątliło. Jeśli bokser jest dobry, ale padł na deski, bo się zagapił, to jeszcze nic straconego. Tak było w przypadku Śląska. Wyrównał oddech i wygrał na punkty.
Trenera Oresta Lenczyka lubię także za to, że nie śpi na ławce, przygotowuje się do każdego meczu, bo każdy jest inny. I reaguje, kiedy coś idzie nie tak, jak sobie założył.
Lenczyk wlewa wiarę nawet w takich piłkarzy, których skreślono gdzie indziej, albo uczy ich cierpliwości. Przekonał Dariusza Sztylkę, żeby jeszcze nie kończył kariery, i piłkarz odpłacił mu się dobrą grą. Dał szansę Sebastianowi Dudkowi, który w ostatnim sezonie z powodu kontuzji grał rzadko, i Dudek strzelił w Dundee bramkę, po której mógłby zakończyć karierę, bo już przeszedł do historii Śląska. Sprowadził rezerwowego w norweskim FK Haugesund Słoweńca Roka Elsnera i już wiadomo, że to się opłacało. Wyrzucił Vuka Sotirovicia, bo drużyna to jest rodzina, a Serb był synem wyrodnym.
Przypadkiem szczególnym jest Sebastian Mila. Kapitan Śląska grał w Dundee znakomicie. W dużym stopniu dzięki jego umiejętnościom prowadzenia gry i strzałom lewą nogą Śląsk został wicemistrzem Polski. Ja bym go jeszcze wziął do reprezentacji.