Polakom pozostaje walka o piąte miejsce. W sobotę o 15.45 grają z Francją, ale już bez włączoynych telewizyjnych kamer. Nie tak miało być. Drużyna trenera Jerzego Szambelana, która dwa lata temu w mistrzostwach Europy U-16 wywalczyła czwarte miejsce, a przed rokiem w mistrzostwach świata U-17 zdobyła srebrny medal była typowana we Wrocławiu do walki o podium, i to najwyższe. Wszyscy wierzyli, że to możliwe.
Porażka przyszła w najmniej oczekiwanym momencie. Wydawało się, że wszystkie złe chwile w tym turnieju polska drużyna ma już za sobą. Nasi zawodnicy może nie imponowali stylem gry na początku turnieju, ale wygrali pięć z sześciu spotkań - rozgromili Słowenię, wymęczyli zwycięstwo z Grecją, ulegli Chorwacji, po walce ograli silnych Turków i Serbów, wysoko pokonali Niemców. Wygrali grupę E i w ćwierćfinale spotykali się z czwartym zespołem grupy F Włochami, w dodatku osłabionym brakiem najlepszego strzelca Amadeo Della Valle. Przeciwnik jednak doskonale przygotował się na mecz z gospodarzem i faworytem turnieju. Polacy z kolei, jakby nie wytrzymali psychicznie ciężaru, jaki na nich spoczął. Gdy mecz przestał się układać po ich myśli, nie znaleźli odpowiedzi na taktykę przeciwnika, co jeszcze udawało im się w poprzednich spotkaniach.
Początek meczu wcale nie wskazywał, że nasz zespół będzie miał kłopoty. Polacy dobrze bronili, uzyskali kilkupunktową przewagę, ale nie potrafili jej powiększyć mimo kilku kolejnych dobrych akcji w obronie i niecelnych rzutów rywali. Pierwsze minuty okazały się kluczowe dla całego spotkania. Niedokładność w ataku spowodowała, że z biegiem czasu nasz zespół grał coraz bardziej nerwowo, a Włosi znaleźli w końcu swój rytm gry. Po wyrównanej pierwszej kwarcie w końcówce drugiej prowadzili już nawet 36:20. Trafiali z dystansu i spod kosza, a Polacy wciąż razili nieskutecznością, zwłaszcza w rzutach trzypunktowych, które zbyt często forsowali zamiast dogrywać do zawodników podkoszowych. W połowie trzeciej kwarty udało im się zmniejszyć straty o 11 punktów (29:40), ale był to ostatni moment w meczu, w którym było blisko do odwrócenia jego losów. Włosi bardzo umiejętnie bronili wypracowanej przewagi i to oni wysoko wygrali. W całym spotkaniu młodzi Polacy mieli aż 23 straty wobec 11 Włochów, trafili tylko 2 z 18 rzutów za trzy punkty (rywale 7/29), porównanie asyst, świadczące o zespołowości przeprowadzanych akcji, też jest dla nas niekorzystne: 6 - 15. Wygraliśmy tylko zbiórki 49-40. To za mało.
„Nic nam nie wychodziło w ataku i obronie - ocenił drugi trener reprezentacji Polski Piotr Bakun. Włosi skutecznie zagęścili środek pola i mieliśmy problemy z dograniem piłek. Nie wpadło kilka otwartych rzutów z dystansu i nie wyszło w obronie. Włosi byli lepsi, przegraliśmy sromotnie. Chłopcy byli maksymalnie skoncentrowani, ale mecz nam po prostu nie wyszedł. Mamy lekcję na przyszłość".
Jeśli sportowiec uczy się na porażkach, to była to bardzo bolesna lekcja, ale z takiej też trzeba potrafić wyciągnąć wnioski. „Ciężko szukać jednej przyczyny porażki - mówił Mateusz Ponitka, jeden z liderów polskiego zespołu. Najgorsze, że nie było drużyny w tym meczu. Na początku drugiej połowy chcieliśmy się jeszcze podnieść, ale niestety nie wyszło. Turniej jeszcze się nie skończył, teraz będziemy walczyć o 5. miejsce i mam nadzieję, że wyjdziemy z tego z podniesionymi głowami”.