Nie ukrywają, że robią to dla pieniędzy. Jak ktoś obliczył, razem mają już 87 lat. 41-letni Nastula jest młodszy i, co ważne, ma za sobą kilka znaczących walk w tej formule. Pięć lat starszy Wroński debiutuje w MMA, ale twierdzi, że wie, o co chodzi w tej zabawie. Od 2009 roku jako instruktor zapasów prowadzi przecież zajęcia w ramach mieszanych sztuk walki w klubie Akademia Sarmatia w Gdańsku.
Nastula nie ukrywa, że propozycja walki z Wrońskim go zaskoczyła. – No, ale jeśli chce się spróbować, to proszę bardzo, zapraszam – mówi o tym niecodziennym pojedynku. I od razu wyjaśnia, że nie ma między nimi złej krwi. – Z Andrzejem zawsze dobrze żyliśmy. Ta walka ma charakter wyłącznie sportowy. Złośliwi mogliby dodać, że chyba finansowy, ale gdy w ringu stają sportowcy tej klasy, trzeba okazać szacunek.
Nastula oprócz złotego medalu igrzysk w Atlancie (1996) trzykrotnie zdobywał mistrzostwo świata i Europy w judo. Od lutego 1994 do marca 1998 roku był niepokonany. Wywalczył wtedy wszystkie możliwe tytuły i pokonał ponad 200 rywali. Karierę zakończył w 2004 roku.
Później zaczął trenować mieszane sztuki walki. Zaczynał ambitnie w prestiżowej organizacji PRIDE FC, od pojedynków ze znanymi rywalami – Brazylijczykiem Antonio Rodrigo Nogueirą (byłym mistrzem PRIDE w wadze ciężkiej) i Rosjaninem Aleksandrem Jemielanienką (młodszym bratem króla MMA Fiodora Jemielanienki). Obie walki przegrał, ale wstydu nie przyniósł. Ostatni pojedynek stoczył we wrześniu 2010 roku w Łodzi z Japończykiem Yusuke Masudą, wygrywając już w 26. sekundzie.
O Andrzeju Wrońskim na razie można mówić i pisać tylko w czasie przyszłym. Był wspaniałym zapaśnikiem stylu klasycznego. Dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu podium igrzysk olimpijskich (Seul 1988 i Atlanta 1996), był mistrzem i wicemistrzem świata oraz trzykrotnym mistrzem Europy.