Po meczu z Portugalią jest pan spokojniejszy niż wcześniej?
Franciszek Smuda: Wcześniej też nie miałem powodów, żeby się denerwować. Nikt nie musiał mnie uspokajać. Pracuję w tym samym rytmie, mogę budować reprezentację i pięć lat, a niczego nie przyspieszę. Nie dostanę więcej treningów ani genialnych piłkarzy. Trzeba uświadomić sobie, z jakim pracuję materiałem – mamy zawodników na jedną drużynę, a rezerwy są już gorsze. Musimy prosić opatrzność, żeby nie było kontuzji.
Kibice wygwizdali pana przed meczem. Dlaczego?
Wygwizdali mnie i Cristiano Ronaldo, a to dobre towarzystwo. Nie interesuję się jakimiś oszołomami, czuję wewnętrzny spokój. Uważam, że widać efekty mojej pracy, upieram się, że zaczynałem pracę z tym zespołem na zgliszczach i jeśli tylko pogodzimy się, że nie jesteśmy Brazylią i nie musimy ze wszystkimi wygrywać, zobaczymy więcej plusów. Z moją drużyną jest trochę jak ze Stadionem Narodowym. Miał nie powstać, do akcji wkroczył prokurator, a przeciwko Portugalii zagraliśmy na być może najpiękniejszym obiekcie w Europie. Drużyna na turniej też będzie. Zdążymy.
Na mistrzostwach Europy rywale będą dużo bardziej zdeterminowani niż Portugalia w środę.