Do śmiałków dołączył ostatnio Patrick Vieira, były kapitan Arsenalu, a obecnie ambasador Manchesteru City. – Powrót Paula Scholesa z emerytury to dowód na słabość United – stwierdził w wywiadzie udzielonym kilkanaście dni temu „Daily Telegraph". I rozpętał burzę.
– Jak w takim razie nazwać przywrócenie do drużyny piłkarza, który odmówił wejścia na boisko, pojechał na wakacje do Argentyny i miał już nigdy w City nie zagrać – pytał się Ferguson, myśląc o Carlosie Tevezie. – Czy to nie jest czasem akt desperacji? Paul Scholes to najlepszy angielski pomocnik ostatnich 20 lat. Ale możemy walczyć dalej. Nie martwcie się, mam jeszcze sporo amunicji.
Vieira odpuszczać nie zamierzał. Dolał oliwy do ognia, twierdząc, że na Old Trafford United mogą liczyć na specjalne traktowanie przez sędziów. Wypowiedź, która pojawiła się w takiej formie w mediach, została wprawdzie wyrwana z kontekstu – Vieira mówił, że z podobnych przywilejów korzystają też inne wielkie kluby, jak Barcelona, Real czy Milan – ale uznano ją za kolejny atak na sąsiadów, bo zbiegła się w czasie z niepodyktowanym rzutem karnym dla Fulham w końcówce przegranego 0:1 spotkania z United. Vieira oskarżył telewizję BBC o manipulacje. – Dwa razy podkreślałem, że chcę uniknąć krytykowania rywali. I że nie widziałem tego meczu i sytuacji, do której odnosił się reporter. Ale zostało to zignorowane – tłumaczył się Vieira.
Dziennikarz już trafił na czarną listę klubu, odmówiono mu akredytacji. A Ferguson przypomniał tylko, że City też kilka prezentów dostali. W ostatnim spotkaniu ze Stoke (1:1) uniknęli jedenastki za faul Garetha Barry'ego, a w styczniowym meczu z Tottenhamem czerwonej kartki dla Mario Balotellego, który przespacerował się po głowie Scotta Parkera. Włoch na boisku pozostał i w doliczonym czasie strzelił zwycięską bramkę. Ale i tak za najgorszą decyzję sir Alex uważa rzut karny dla Newcastle za prawidłowy wślizg Rio Ferdinanda. Ten błąd zdarzył się na Old Trafford i kosztował United dwa punkty.
Trzy lata temu sprzyjanie sędziów „Czerwonym Diabłom" zarzucił Rafael Benitez. Trenujący wówczas Liverpool Hiszpan wyliczył wszystkie pomyłki, które miały potwierdzić słuszność jego tezy. I poszedł z Fergusonem na wojnę. Przegrał, mistrzem został MU. Dziś radzi Manciniemu, by na zaczepki nie odpowiadał.