Przez cały dzień w okolicach Krakowa chmury wisiały bardzo nisko. Kibice się zastanawiali: zdążą czy nie zdążą przed deszczem.
Niebo wytrzymało niemal do ostatniej chwili. Wreszcie, kiedy peleton wchłonął ucieczkę, a do mety zostały dwa zakręty i ostatnia prosta, lunęło jak z cebra. W tej pogodzie niewielu kolarzy chciało narażać się na kontuzję.
Pole do popisu mieli sprinterzy, którzy wcześniej przeżywali w górach męki. Ostatni etap wygrał Niemiec John Degenkolb z grupy Argos Shimano, a tuż za nim finiszował Australijczyk Matthew Hayman.
Dzień wcześniej Kwiatkowski, który stracił pozycję lidera na rzecz Mosera, odgrażał się, że jeszcze nie złożył broni, a pięć sekund da się odrobić. Kibice przypominali sobie Słowaka Petera Sagana, który rok temu wydarł na ostatnich kilometrach zwycięstwo Irlandczykowi Danielowi Martinowi.
Jeśli Kwiatkowski miał powtórzyć ten wyczyn, to lepiej było próbować na trasie, w czasie lotnych premii. Reprezentant Polski wybitnym sprinterem nie jest i trudno było przypuszczać, że uda mu się ograć Włocha na ostatnich metrach, finiszując z peletonu.