Widać w Ekstraklasie coraz więcej ładnych akcji, ale indywidualnych popisów za dużo nie ma. Wciąż niewielu zawodników potrafi minąć z piłką przeciwnika. Umiejętność tę wyrabia się na podwórkach, w grze na małe bramki. Na podwórku Koseckich w Konstancinie było takie boisko i pamiętam, jak uganiał się na nim kilkuletni Kuba. Ojciec udawał, że nie jest w stanie go dogonić, mały się cieszył i były to pierwsze lekcje. Potem Jakub bawił się też piłką we Francji i w USA, kiedy w tych krajach grał Roman. Spytałem go kiedyś banalnie: – Będzie coś z tego Kuby? – A kto to wie, smykałkę ma, ale do tego musi dojść charakter – odpowiadał ojciec.
Dziś już wiemy, że charakter syn również ma. Na dobre wyszło mu wypożyczenie do ŁKS i Lechii, po powrocie na Łazienkowską jest graczem, który decyduje o wynikach Legii. Być może będziemy mówili o nim jako o talencie, którego nie zmarnowali kolejni trenerzy.