Władze światowego kolarstwa rozwiązały komisję, która miała wyjaśnić, czy pracownicy UCI byli zamieszani w aferę Lance'a Armstronga. Podejrzewani są o zniszczenie wyników badań wskazujących, że Amerykanin stosował zabronione środki, i przyjęcie od niego 125 tys. dol. darowizny. Lub, jak uważa wielu, łapówki udającej darowiznę.
– To nie jest najlepszy sposób, by zbadać przeszłość dopingu w kolarstwie i oczyścić wokół niego atmosferę. Rozmawiałem z prezydentem WADA Johnem Faheyem, potwierdził chęć pomocy, dodając, że nie ma zaufania do niezależnej komisji – mówił szef UCI Pat McQuaid, zapowiadając powstanie komisji prawdy i pojednania.
Ale Fahey wszystkiemu zaprzecza i nie zamierza współpracować z Unią, dopóki nie zmieni ona swojego aroganckiego podejścia do sprawy. – Nic nie było z nami konsultowane. To kłamstwo. UCI najwyraźniej postanowiła przerzucić odpowiedzialność za doping w swojej dyscyplinie na innych – denerwował się Fahey.
McQuaid oskarża z kolei prezydenta WADA o osobistą zemstę i krucjatę przeciw kolarstwu. – Pan Fahey co innego mówi publicznie, a co innego w rozmowach ze mną – odpowiada Irlandczyk. I publikuje na stronie internetowej UCI korespondencję z Faheyem oraz sekretarzem generalnym WADA Davidem Howmanem. Nie ma też zgody, kto miałby finansować prace komisji.
McQuaid apeluje, by Fahey porzucił prywatne urazy i wsparł UCI w skutecznej walce z dopingiem, a jego zdaniem potrzebna do tego jest zmiana przepisów WADA. – Jeśli chcemy otrzymać cenne i wiarygodne informacje od kolarzy i działaczy, muszą oni wiedzieć, że mogą liczyć w zamian na amnestię. Będą zeznawać chętniej, gdy zyskają pewność, że nie muszą się obawiać surowej kary – twierdzi szef UCI.