Jesteśmy dla siebie tajemnicą

Rozmowa „Rz" | Przemysław Saleta o sobotniej walce z Andrzejem Gołotą, pieniądzach i znudzeniu boksem.

Publikacja: 19.02.2013 23:33

Co sprawia, że zdecydowałeś się wejść do ringu po siedmiu latach przerwy, do tego mając za sobą przeszczep nerki, którą oddałeś starszej córce, i związane z tym poważne komplikacje. Dlaczego chcesz tak bardzo zmierzyć się z Andrzejem Gołotą, co chcesz udowodnić?

Przemysław Saleta: Niczego nie chcę udowadniać, to nie w moim stylu. Chcę tylko pokazać, że mając 45 lat, można dobrze przygotować się do takiej walki. I co ważniejsze – uświadomić tym wszystkim, którzy niewiele wiedzą o przeszczepach, że bez jednej nerki można bić się w ringu nawet z Gołotą. Tym bardziej gdy pojawia się wreszcie szansa, by do takiego pojedynku doszło. Dwukrotnie odwoływano go w ostatniej chwili, nie z mojej winy.

Wiem, jak żyć  bez boksu, ale to nie zmienia faktu, że chcę w sobotę wygrać z Gołotą

A czy powód nie jest bardziej przyziemny? Taki pojedynek to przecież okazja zarobienia sporych pieniędzy. Bokserzy najczęściej właśnie dlatego wracają...

Pieniądze są tu najmniej ważne. Nigdy nie przywiązywałem do nich szczególnej wagi, choć nie ukrywam, lubiłem je wydawać. Promocja własnej osoby jest ważna, ale znacznie ważniejsza dla mnie jest możliwość pożegnania się z kibicami. To moja ostatnia walka, nieodwołalnie. Boksem jestem trochę znudzony, nie potrafiłbym już, tak jak kiedyś, oddać się mu w pełni. Jest tyle fajnych rzeczy poza ringiem, których chciałbym dotknąć, że nie muszę się obawiać porażki. Wiem, jak żyć bez boksu. Ale to nie zmienia faktu, że chcę wygrać z Gołotą, i wierzę, że jestem w stanie tego dokonać. Przygotowałem się naprawdę solidnie.

Andrzej Gołota też jest dobrze przygotowany. Zadbał o to Andrzej Gmitruk i sparujący z nim mistrz Europy kategorii junior ciężkiej Mateusz Masternak. Ty nie miałeś takich tuzów obok siebie...

Gołota nie ukrywa, że ta walka to dla niego sprawa osobista. Jest pamiętliwy, nie zapomniał, co mówiłeś o nim, gdy z powodu kontuzji, której doznał na treningu, odwołano waszą walkę w 2005 roku w Chicago. On też wzbudza w tobie taką niechęć ?

Trudno mówić o uczuciach, jeśli kogoś dobrze nie znasz. Owszem, znam Gołotę- –boksera, nawet sparowałem z nim kilka razy jakieś ćwierć wieku temu, ale jako człowieka go bliżej nie poznałem. Nie ma więc sensu mówić, czy go lubię, czy nie. A wtedy w Chicago mówiliśmy różne rzeczy, podkręcając na potrzeby mediów atmosferę przed walką. Miałem prawo być zdenerwowany, bo odwołano ją po raz drugi. Za pierwszym razem w 2000 roku, gdy Andrzej wybrał pojedynek z Tysonem.

Jak chcesz walczyć z Gołotą? Masz pomysł, jak go pokonać?

Nic się nie zmieniło od 2005 roku. Wtedy chciałem atakować od pierwszego gongu, więc teraz też tak zrobię. Nie jestem puncherem, nie nokautuję jednym ciosem. Będę ich zadawał jak najwięcej, doprowadzę do wojny w ringu i rozstrzygnę ją na swoją korzyść.

Przed rewanżem z Luanem Krasniqim w Schwerinie miałeś taki sam plan. Wierzyłeś, że znów będziesz górą, tak jak w waszej pierwszej walce, kiedy zmusiłeś Krasniqiego do poddania i zostałeś pierwszym polskim mistrzem Europy wagi ciężkiej. Ale nie wyszło, sędzia szybko cię poddał...

Zgadza się, zawiodłem. Krasniqi był szybszy, zaatakował i trafił. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że już wtedy miałem na głowie zbyt wiele rzeczy. Zabrakło koncentracji i skupienia się na tym, co najważniejsze.

Przygotowując się do walki z Gołotą, nie myślałeś o niczym innym?

Starałem się, dlatego w styczniu wyjechałem w góry, by odciąć się od Warszawy, znajomych i dziennikarzy. Swoją bazę założyłem w Krynicy-Zdroju i trenowałem jak szalony.

Pewnego dnia powiedziałeś mi, że masz za sobą bardzo nieudany sparing. Byłeś zrezygnowany, co się stało?

Izu Ugonoh (czołowy polski zawodowiec w kategorii junior ciężkiej) zrobił sobie ze mnie worek treningowy. Czułem, że jestem do niczego. Na szczęście później było już coraz lepiej, a zmęczenie i zniechęcenie powoli ustępowało.

Gdy czytasz o sobie nieprzychylne opinie w Internecie, jak reagujesz ?

Nie sugeruję się zdaniem anonimów. Jest grono ludzi, których cenię i im ufam. Zawsze powtarzałem, że walczę dla siebie. Jeśli komuś daję przy tym odrobinę przyjemności, to miło. Jeśli jednak kogoś uwiera mój sukces, to jego sprawa.

A jak spotykasz młodych ludzi i masz okazję z nimi pogadać, to co im mówisz ?

Żeby nie bali się marzyć i dążyć do celu. Wiem, że nie zawsze się udaje, ale po drodze otwiera się wiele drzwi. Można skorzystać, wejść i znaleźć coś dla siebie. Ja byłem szczęściarzem, bo swoje marzenia spełniłem, a teraz mam nowe.

Twoje córki nie protestowały, gdy się dowiedziały, że będziesz walczył z Gołotą? Nie było nacisków rodziny?

Nie są tym specjalnie zainteresowane, choć na pewno będą się denerwować. Zdążyły się już przyzwyczaić, że ojciec nie może żyć bez adrenaliny. Ale kiedy młodszą Nadię chciałem zabrać na wyścigi motocyklowe, które są moją wielką pasją, powiedziała tylko: – A po co, tato, żeby patrzeć, jak się przewracasz?

Ale Gołota to niebezpieczny facet. Gdy komentowaliśmy jego rewanżowy pojedynek z Riddickiem Bowe'em w Atlantic City, zapytałem, czy wyszedłbyś do niego do ringu. Pokręciłeś przecząco głową...

Pamiętam o tym, ale tamtego Gołoty już nie ma. Wtedy był fantastyczny, to fakt. Teraz obaj jesteśmy dla siebie tajemnicą. I tak naprawdę nie wiemy, na co nas stać. Odpowiedź – w najbliższą sobotę.

—rozmawiał Janusz Pindera

Co sprawia, że zdecydowałeś się wejść do ringu po siedmiu latach przerwy, do tego mając za sobą przeszczep nerki, którą oddałeś starszej córce, i związane z tym poważne komplikacje. Dlaczego chcesz tak bardzo zmierzyć się z Andrzejem Gołotą, co chcesz udowodnić?

Przemysław Saleta: Niczego nie chcę udowadniać, to nie w moim stylu. Chcę tylko pokazać, że mając 45 lat, można dobrze przygotować się do takiej walki. I co ważniejsze – uświadomić tym wszystkim, którzy niewiele wiedzą o przeszczepach, że bez jednej nerki można bić się w ringu nawet z Gołotą. Tym bardziej gdy pojawia się wreszcie szansa, by do takiego pojedynku doszło. Dwukrotnie odwoływano go w ostatniej chwili, nie z mojej winy.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni