15 lat przyjemności i stresów

Bogusław Cupiał, właściciel Wisły Kraków i firmy Tele-Fonika.

Publikacja: 25.02.2013 00:59

Właśnie minęło 15 lat, od kiedy stał się pan właścicielem Wisły. Warto było?

Bogusław Cupiał:

Zdecydowanie tak. Ale dziś na taką transakcję chyba bym się nie zdecydował. Wtedy wszystko było znacznie prostsze. Chociaż kiedy sobie przypomnę okoliczności negocjacji i warunki, w jakich podejmowałem decyzję, to sądzę, że powinienem zdawać sobie sprawę z tego, w co się pakuję. Od razu na początku znalazłem się w niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wisła miała wtedy, mówimy o końcu roku 1997, duże problemy finansowe i pilnie potrzebowała kogoś, kto ją z nich wyciągnie. Kupiłem sekcję piłkarską za, bodajże, milion złotych. Negocjowałem z Piotrem Skrobowskim, byłym piłkarzem, a wówczas współwłaścicielem klubu. I kiedy już podawaliśmy sobie ręce, on mówi: – A kim pan będzie grał? Bo na razie kupił pan klub, a trzeba jeszcze zawodników, którzy w nim są. Tak już na starcie poznałem panujące w polskiej piłce reguły albo raczej ich brak. Zacząłem wyjmować pieniądze i robię to od 15 lat.

To się opłaca czy pan to lubi?

Bardzo lubię, ale nie jestem filantropem. Każdy interes musi się co najmniej bilansować. A w Wiśle różnie bywa. W praktyce wygląda to tak, że 100 proc. akcji Wisły ma Tele-Fonika, a ja jestem jej właścicielem. Kiedy więc Wisła ma dług wobec mojej firmy, to musi go spłacić, żebym nie tracił. Wisła rosła razem z Tele-Foniką. W roku 1997 mieliśmy pięć lat i byliśmy już liderem na polskim rynku. Wkrótce kupiliśmy pakiet większościowy Krakowskiej Fabryki Kabli, potem grupy Elektrim Kable, dzisiaj mamy fabryki w Polsce, na Ukrainie i w Serbii. Wisła pasowała do wizerunku firmy jako zwycięzcy. To, że piłkarze noszą na koszulkach reklamę Tele-Foniki, można z biznesowego punktu widzenia traktować jako stratę, bo za reklamę w tym miejscu można otrzymać co najmniej 2–3 mln zł rocznie. Ale jednocześnie to jest mój zysk, bo piłkarze dobrze reklamują firmę, która im płaci i dzięki której zwyciężają. Chociaż dzisiaj bliższe prawdy jest stwierdzenie: zwyciężali.

Wspomniał pan o długach. Czy klub ma je wobec pana?

Ma, ma. Raz mniejszy, raz większy, ale ma i liczy się go w milionach złotych. Tych milionów jest dziś bardzo dużo.

Czyli jednak prowadzenie klubu piłkarskiego nie jest w Polsce dobrym interesem. Trzeba mieć dużo pieniędzy, żeby było co tracić.

Wystarczy, że popatrzy pan, kim są właściciele klubów ekstraklasy lub pierwszej ligi i jak długo. Ja jestem rekordzistą. 15 lat w jednym klubie nikt nie wytrzymał. Mariusz Walter trzyma się w Legii, Jacek Rutkowski w Lechu, a wcześniej w Amice. Zbigniew Drzymała zrobił wspaniałą robotę w Grodzisku Wielkopolskim, ale ostatecznie musiał klub sprzedać. Wielu innych pojawia się i szybko znika. Oczywiście pieniądze, o których pan mówi, stanowią podstawę działalności. Ale to jest biznes, w którym amatorzy się nie utrzymają. Trzeba coś wiedzieć o specyfice piłki nożnej i zasadach jej funkcjonowania. To nie jest środowisko życzliwe właścicielowi.

Pan już o tym wie?

Teraz już tak, ale właściciel nie musi wiedzieć. Akurat Mariusz Walter, Jacek Rutkowski czy ja wiemy, bo jesteśmy też kibicami. Mogę z panem porozmawiać nawet o lewej nodze Kamila Kosowskiego. Ale ważniejsze jest to, żeby wiedzieć, kogo wybrać na zarządzającego klubem i obdarzyć go zaufaniem.

Fakt, że prezesi i trenerzy zmieniają się w Wiśle częściej niż w innych klubach, może świadczyć o tym, że jednak nie zawsze dobrze pan trafiał z wyborem.

Czy częściej? Nie wiem, nie liczę. Do zmian  dochodzi wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Ile tytułów mistrza Polski zdobyła Wisła? W całej swojej ponadstuletniej historii 13. A ile z tego w ciągu ostatnich 15 lat? Osiem. I do tego dwa razy Puchar Polski. Nasi konkurenci mogą o takich sukcesach marzyć. To dowód na to, że zmiany miały sens. To jest o tyle ważne, że w Polsce kluby muszą ciągle z czymś walczyć. Właściciel musi liczyć, a PZPN i Ekstraklasa nie pomagają.

Robią to, co do nich należy. Organizują rozgrywki i dbają o rozwój futbolu.

Ale wyciskają z klubów ostatnie soki. Dlaczego ja muszę płacić do PZPN procent od każdego transferu? Co to jest? Świętopietrze? A Ekstraklasa SA, zamiast dbać o wpływy od sponsorów, osłabia kluby swoją indolencją. Bogatsze kluby zacisną zęby, ale słabsze padną. Nie mówię już o tym, czym powinni zająć się politycy, czyli o ustawie dającej właścicielom klubów możliwość odpisu od podatku kwoty przeznaczonej na działalność klubu, szkolenie zawodników itp. Zbigniew Drzymała mówił o tym głośno, nie doczekał się zmian i sprzedał klub.

Chyba nie tylko z tego powodu. Sprzedał, bo wielki futbol potrzebuje wielkich miast. Dyskobolia Groclin w Grodzisku Wielkopolskim osiągnęła szczyt możliwości. Pan tego kłopotu nie ma, bo Kraków jest dużym miastem.

To rzeczywiście jest atut, ale nie rozwiązuje problemów. Nieważne, gdzie mieszkasz i gdzie pracujesz. Mnie nie interesuje też miejsce zajmowane na liście najbogatszych Polaków. Nie wiem nawet, jak się taką listę sporządza. Mnie to nie imponuje. Ale kiedy coś robię, chcę to robić najlepiej i osiągać sukcesy. Kiedy podróżuję po świecie, znajduję się w miejscach, gdzie są kable Tele-Foniki. Na lotnisku Heathrow, w wieżowcu Burdż Chalifa w Dubaju i w takich miejscach, gdzie przeciętny człowiek nie wchodzi. Jak choćby kopalnie złota, miedzi i węgla w obydwu Amerykach. Przez nas okablowane zostały obiekty olimpijskie w Atenach i Londynie. Myśli pan, że nie chciałbym widzieć zawodników Wisły na Wembley, gdzie też są kilometry kabli Tele-Foniki? A jak to mogę osiągnąć, jeśli nie przez pracę zespołu trenerskiego i piłkarzy? Przychodzą czasami chwile zwątpienia, ale trwają tylko do najbliższego meczu.

Akurat w tym sezonie ta zasada się nie sprawdza. Tym bardziej że podobno nie płaci pan zawodnikom z powodu swoich kłopotów finansowych.

Skąd pan to wie?

Przeczytałem w gazetach.

Pan, doświadczony dziennikarz, wierzy w to, co piszą gazety? Nie mam żadnych kłopotów finansowych, a firma jest w dobrej kondycji. Zaległość wynika z czego innego. Zawodnicy mają kontrakty, które muszą wypełniać obydwie strony. Gra, jaką zaprezentowali jesienią, woła o pomstę do nieba. Oczywiście otrzymają swoje należności, bo u mnie nigdy zaległości nie było i nie mam żadnych długów. Ale niech najpierw pokażą na boisku, że grają w tej samej drużynie co ich właściciel, który pieniędzy nie drukuje, tylko je zarabia.

A może grają słabo, bo nie mają motywacji? Zarobki w Wiśle są podobno jednymi z najwyższych w ekstraklasie. W Tele-Fonice jest zatrudnionych ok. 4 tys. osób, firma odnosi sukcesy, a i tak największe uposażenia mają piłkarze, którzy ostatnio na chwałę pracodawcy nie pracują.

Średnia płaca w Wiśle wynosi około 40 tys. złotych miesięcznie. Są piłkarze, którzy zarabiają znacznie więcej, ale to może długo nie potrwać. Stawek nie windują właściciele klubów ani nawet sami piłkarze, tylko ich agenci. Dlaczego mówiłem na wstępie, że kiedy zaczynałem, wszystko było prostsze, ponieważ do stołu zasiadały dwie strony. Prowadziłem rozmowy z klubem. Teraz dochodzi agent, który żąda dla piłkarza jak najwyższej stawki, bo ma od niej swoje 10 proc. Czasami są to żądania księżycowe.

Może więc lepiej szkolić swoich graczy? Legia tak zrobiła i dobrze na tym wychodzi. Można nawet mówić o osobistym zwycięstwie Mariusza Waltera, który kilka lat temu postawił na Akademię Legii.

W loży honorowej na stadionie Wisły jest miejsce dla jej wielkich piłkarzy i  trenerów

Ja Mariusza Waltera bardzo lubię i szanuję. Obydwaj wiemy i rozumiemy, jak trudna jest rola, której się podjęliśmy, kupując kluby. Wisła też kiedyś słynęła ze zdolnej młodzieży. I Ajax Amsterdam też. Ale czasy się zmieniły. Wyszkolenie młodego zawodnika kosztuje. A ostatecznie i tak pojawi się agent, który zamąci w głowach temu chłopcu, jego rodzicom, trenerowi i prezesowi. To ja wolę postawić na zawodnika z zagranicy, który bywa tańszy i mniej z nim kłopotu.

Nie mogę się zgodzić. Barcelona dobrze wychodzi na szkoleniu...

Bo ma pieniądze, a na jej mecze przychodzi po 90 tys. kibiców. To jest nieporównywalne z Polską.

A poza tym na zagranicznych trenerach i piłkarzach pan się ostatnio zawiódł. Co z tego, że Robert Maaskant i Stan Valckx zbudowali jedenastkę prawie wyłącznie z zagranicznych graczy i zdobyli z nią tytuł mistrza Polski, skoro nikt z tej grupy nie identyfikuje się z Krakowem. Przyjechali tu, bo pan dobrze płacił, a zostawili spaloną ziemię, po której musi stąpać Tomasz Kulawik. A teraz są kłopoty, bo trudno rozwiązać ich wysokie kontrakty.

Przyznaję, że w tym przypadku sprawa wymknęła się spod kontroli, ktoś nadużył mojego zaufania, dlatego w klubie doszło do zmian personalnych. Ale wracamy do normy.

Czy to oznacza kolejne zmiany? Ile prawdy jest w plotce o zatrudnieniu przez pana Adama Nawałki?

Trochę jest. Nawałka to naturalny kandydat na trenera Wisły jako jej były zawodnik i mieszkaniec Krakowa...

Podobnie jak Henryk Kasperczak i Franciszek Smuda...

Nawałka robi dobrą robotę w Zabrzu. Kiedy jesienią szukałem trenera, myślałem o Nawałce, którego wiązał jednak kontrakt z Górnikiem. Może przyjdzie do nas latem, ale jeśli Wisła zdobędzie Puchar Polski, to Tomasz Kulawik może dostać kolejną szansę. Smuda też wchodził w grę, myślałem również o Danie Petrescu. On jako trener Wisły w 2006 r. bardzo mi się podobał. Był ambitny i pracowity. Miał za sobą szkołę rumuńską i angielskie doświadczenia. Ale mi odmówił, bo nie wspomina dobrze piłkarzy Wisły. Zdarzyło się, że kiedy grali słabiej, Petrescu zebrał ich o 6 rano i zamiast na boisko zaprowadził do jednej z naszych fabryk, żeby zobaczyli, jak ciężko ludzie pracują. To ja już wtedy wiedziałem, że to koniec. Wkrótce zaczęli grać przeciw niemu i musiałem go zwolnić. Zawodnik zawsze w podobnej sytuacji wygra z trenerem czy prezesem. Niestety.

Ale biorąc pod uwagę sukcesy krajowe, takich sytuacji chyba nie było wiele. Mecze z Realem Saragossa, Parmą, Schalke czy Lazio przeszły do historii. Był taki okres, kiedy Wiśle kibicowała cała Polska, a nie tylko Kraków.

Moje niespełnione marzenie to awans do Ligi Mistrzów. Najbliżej tego byliśmy w Atenach, gdzie wystarczyło utrzymać przewagę ze zwycięstwa 3:1 w Krakowie. Ale przegraliśmy 1:4 i miałem wrażenie, że nie wszystkim zawodnikom zależało wtedy na awansie. A dwaj zawiedli szczególnie i nie przedłużyłem z nimi kontraktu.

Ma pan jakieś podejrzenia, że opłacało im się nie walczyć?

Nie powiem tego wprost, bo nie mam dowodów. Niech pan zwróci uwagę, że Wisła nie znalazła się wśród klubów oskarżonych w aferze korupcyjnej. U mnie to byłoby niemożliwe. Trenera uwikłanego w korupcję w innym klubie natychmiast zwolniliśmy. Kiedy mieszkałem w Sosnowcu, kibicowałem klubom śląskim, a zwłaszcza Górnikowi z Oślizłą i Lubańskim, kiedy grał w europejskich pucharach. Jestem z pokolenia, które zna te mecze na pamięć. Szanowałem Legię z Deyną i Brychczym. Tak się złożyło, że w roku 1993 kolega zabrał mnie na ostatni mecz w sezonie. Wisła grała w Krakowie z Legią. To był ten słynny finisz, w którym bramki zdobywano seriami w Krakowie i w Łodzi. Wisła przegrała 0:6, ja miałem na tyle orientacji, żeby wiedzieć, że coś tu jest nie w porządku. Widziałem, jak się zachowuje trener Legii Janusz Wójcik, i pomyślałem wtedy, że gdybym był właścicielem klubu, to nie chciałbym mieć takiego trenera. No i pięć lat później zostałem właścicielem i od tamtej pory nikt sobie Wisłą gęby nie wyciera.

No, bądźmy szczerzy, parę razy nas zawiodła, w meczach z Karabachem, Levadią Tallin, Valerengą, Dynamem Tbilisi. I to mając dobrych trenerów na ławce.

Też się wtedy denerwowałem. Kłóciłem się kilkakrotnie przez te lata z trenerami, irytowali mnie niektórzy zawodnicy. Niektórym mówiłem, że nie zasługują na pracę w Wiśle, a potem mi przechodziło. Niektórzy trenerzy wchodzili do tej samej rzeki i nie odpłacali się zwycięstwami. Ale ja jestem z natury spokojny, a już na pewno nie jestem pamiętliwy. Pamiętam to, co dobre. A ponieważ w najlepszej pamięci zachowam niektórych trenerów ze względu na ich urok osobisty, puszczam w niepamięć ich braki warsztatowe czy zwykłe ludzkie słabostki.

W mojej loży na stadionie Wisły dożywotnie miejsce mają między innymi wszyscy medaliści olimpijscy i uczestnicy mistrzostw świata z Wisły oraz trenerzy: Wojciech Łazarek, Franciszek Smuda czy Henryk Kasperczak. Niezależnie od tych wszystkich problemów,  na które nie mam wpływu, nie zamierzam się wycofywać z Wisły. Wprost przeciwnie. Będę rozwijał klub z nadzieją, że już w przyszłym sezonie wróci na należne mu miejsce. I wtedy, siedząc w tej loży razem z byłymi piłkarzami i trenerami, będziemy mieli poczucie, że praca nie poszła na marne. Widzi pan Wisłę w Lidze Mistrzów? Bo ja ciągle widzę i będę dążył do tego, by spełnić to marzenie. A już się przekonałem, że moja wiara udziela się innym. Silna Wisła jest potrzebna całej polskiej piłce.

Właśnie minęło 15 lat, od kiedy stał się pan właścicielem Wisły. Warto było?

Bogusław Cupiał:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?