Na podium w Melbourne stanęła pierwsza trójka zeszłorocznej klasyfikacji, w odwróconej kolejności: za Kimim Raikkonenem finiszowali Fernando Alonso i Sebastian Vettel.
– To było jedno z najłatwiejszych zwycięstw w mojej karierze – stwierdził beznamiętnie Raikkonen, choć do wyścigu ruszał dopiero z siódmego pola. Kierowca Lotusa dopisał 20. triumf do listy swoich zwycięstw, co pozwoliło mu zrównać się w statystykach z najbardziej utytułowanym fińskim zawodnikiem, Miką Hakkinenem.
Lewis Hamilton czy Vettel z reguły prześcigają się w stopniowaniu przymiotnika „trudny" w odniesieniu do swoich wygranych. Ten ostatni zganił nawet dziennikarza, który po kwalifikacjach ośmielił się stwierdzić, że wyglądało na to, iż Vettel „z łatwością" zdobył pole position.
– Cóż, to może następnym razem ty się tym zajmiesz, a ja wezmę sobie dzień wolny – odparował kierowca Red Bulla. Faktycznie, kwalifikacje nie były łatwe, po raz pierwszy rozgrywano je na raty. W sobotę opóźniono rozpoczęcie pierwszej sesji z powodu deszczu, po jej zakończeniu warunki nadal były zbyt ciężkie, a zapadający zmierzch spowodował przesunięcie drugiej i trzeciej fazy czasówki na niedzielny poranek. Przewaga Vettela była jednak wyraźna: zespołowego partnera Marka Webbera pokonał o 0,4 sekundy, a trzeci Hamilton (Mercedes), stracił już 0,6 sekundy.
Sen Red Bulla o rozpoczęciu sezonu od zwycięstwa prysł już na początku wyścigu. Webber miał na starcie problemy z samochodem i od razu spadł na koniec pierwszej dziesiątki, a Vettel utrzymał się na czele tylko przez sześć okrążeń. Nie wytrzymały opony w jego samochodzie, a potem Niemiec jeszcze dwa razy odwiedzał mechaników. Taką samą taktykę zastosował Fernando Alonso, który podczas drugiej tury zjazdów uprzedził rywala, zmienił opony okrążenie wcześniej i dzięki temu znalazł się przed nim.