Przygoda Haye'a z boksem zawodowym rozpoczęła się w 2002 roku. Na wyspach brytyjskich dość szybko okrzyknięto go godnym następcą Lenoxa Lewisa. Już w 2007 zdobył pas mistrza świata WBA i WBC w wadze półciężkiej. Później zmienił kategorię wagową i okazało się, że z cięższymi przeciwnikami radzi sobie równie dobrze. Bowiem dokonał rzeczy, która wielu kibicom wydawała się niemożliwa. Wygrał z Nikołajem Wałujewem. Odebrał rosyjskiemu olbrzymowi pas mistrza świata federacji WBA. Potem dwukrotnie obronił tytuł. Aż w końcu trafił na zaporę nie do przejścia. Okazał się nią Wladimir Kliczko.

Przegrana z Ukraińcem była dla Haye'a potężnym ciosem. Nie potrafił się po niej pozbierać. Ogłosił definitywne zakończenie kariery. Jednak mimo wielu deklaracji, nie umiał długo wytrzymać bez boksu. Ponownie założył rękawice 14 lipca 2012 roku. Wtedy to stoczył pojedynek ze swoim rodakiem, Dereckiem Chisorą. Lecz chaotyczny Chisora nie był przeciwnikiem na miarę Haye'a, który wygrał przez nokaut w piątej rundzie. Dzięki temu zwycięstwu londyńczyk ponownie uwierzył w swoje możliwości. Od tego momentu były mistrz świata federacji WBA ma jeden cel – wziąć rewanż na braciach Kliczko. Lecz żądza zemsty to zbyt mało, ponieważ ani Witalij, ani Władimir nie są zainteresowani pojedynkiem z Brytyjczykiem. Młodszy z braci, który mierzył się z Hayem w 2011 roku, zapamiętał go jako mało wymagającego rywala.

Haye'owi proponowano inne rozwiązania. Wśród jego potencjalnych oponentów wymieniało się m. in. Tomasza Adamka, Chrisa Arreolę czy Kubrata Pulewa. Ale oczy pięściarza z Wysp Brytyjskich zwrócone są wyłącznie na Ukrainę. Reszta świata dla niego nie istnieje. Jednak bracia Kliczko nie potrzebują Brytyjczyka, a to oni rozdają karty.